A co, jeśli miłość jest tylko jedna? Jeśli zakochujemy się tylko raz i na zawsze? Jeśli każde kolejne uczucie okazuje się jedynie żałosną namiastką tego pierwszego? Jak przestać czuć, gdy tęsknota budzi w środku nocy, nie pozwalając oddychać? Jak uwolnić się od przeszłości, która podąża za nami jak cień? Walczyć? Poddać się? Jak istnieć…?
Zamykała ten rozdział tyle razy, że litery zaczynały się zacierać. Niewyraźne, zamazane fragmenty pozostawały jeszcze na skraju pamięci, gotowe w razie potrzeby, rzucić się w przepaść. Echo uczuć powoli przebrzmiewało, coraz częściej zastępowała je cisza. Czekała na nią zawsze z niepokojem i utęsknieniem – czy przyjdzie? czy i tym razem przyniesie chwilę wytchnienia?
Przerażały ją znikające kontury jego twarzy, zapomniany tembr głosu, zapach skóry, kolor oczu… Czekała na tę niepamięć tyle lat, a kiedy wreszcie przyszła, nie pozwoliła dokonać czystki…
Spotkanie po latach nie przyniosło tego, czego się obawiała – fali gwałtownych emocji, drżenia kolan, szybszego bicia serca. Zamiast tego, pojawił się spokój, poczucie bezpieczeństwa i wdzięczność, że JEST… mimo wszystko…
Zaskoczyło ją to kompletnie. Była przygotowana na walkę, uzbroiła się, okopała, opracowała strategię – wszystko na nic. Zrozumiała, że bitwy nie będzie. To nie wróg stał przed nią, a przyjaciel. Zamiast wyrzutów, kłamstw i złości ofiarował jej pomoc, dobre słowo i to, czego niegdyś pragnęła najbardziej – swoją obecność. Nie połowiczną, pociętą, pokawałkowaną… Był całkowicie, w pełni, totalnie… Czuła jego troskę, a w oczach widziała akceptację – znał ją na wylot, wiedział o niej więcej niż ona sama, a mimo to nie oceniał. Nie było, znienawidzonej przed laty, rywalizacji, wojny o to, kto postawi na swoim, kto będzie górą… Dziś tamte przepychanki wydawały się wręcz śmieszne…
Dojrzałość zastąpiła naiwność.
To spotkanie miało być tym ostatnim – tak postanowiła. Wróciła do normalności i nagle uświadomiła sobie, że tęskni za nim. Nie za tym z przeszłości, nie za tym, przed którym uciekała, nie za tym pierwszym i jedynym, ale za tym, który po latach umiał jej dać to, na co czekała…
Ironia losu.
Miłość to nie wielkie słowa, ale okruszki codzienności, zwyczajne, małe gesty. To świadomość, że niezależnie od wszystkiego, jest ktoś, kto w środku nocy odbierze telefon, wsiądzie w samochód i przyjedzie nie zadając pytań.
A co, jeśli tylko raz dane nam jest ją przeżyć? Jeśli zakochujemy się na zawsze? Jeśli każde kolejne uczucie okaże się jedynie żałosną namiastką tego pierwszego? Jak przestać czuć, gdy tęsknota budzi w środku nocy, nie pozwalając oddychać? Jak uwolnić się od przeszłości, która podąża za nami jak cień? Walczyć? Poddać się? Jak istnieć…?
foto: unsplash.com
” Dwa razy do tej samej rzeki nie wejdziesz.” Prawda to?
Gdybym znała odpowiedź na to pytanie…
Też kiedyś miałem podobne pytania. Już ich nie mam. Teraz tak brzmiące pytania kojarzą mi się z pytaniami rodzaju „czy życie jest tylko jedno/czy śmierć jest końcem wszystkiego”.
Nie mam już teraz takich pytań, bo mam odpowiedzi – własne, moje – i każdy dobrze by je miał. Własne, swoje. Nie tyle treść odpowiedzi jest jednak ważna – to sprawa indywidualna. Ważne jest (rzecz jasna moim zdaniem) by zaakceptować cokolwiek, co niezbędne by odpowiedzieć sobie na te pytania.
Akceptacja przemijania, akceptacja śmiertelności, akceptacja niedoskonałości ludzkiego życia i świata – czyż to nie jest niezbędne do tego, by żyć, zamiast próbować zanegować siebie samego?
Akceptacja to jedyny sposób by sprawnie funkcjonować w rzeczywistości, ale nie uwalnia od uczuć…
Poruszające. Bliskie. Piękne.