Ta wiosna była ostatnia. Gdyby zapytać ją skąd to wie, nie umiałaby odpowiedzieć. Tak czuła. Czuła wyraźnie, że świat nagle przyspieszył, że wszystko zmieniało się z dnia na dzień, czuła, że już czas wyruszyć w swoją podróż…
Przywykła, że jest tą, która czeka. Wspomnienia, uczucia, myśli – wszystko to trzymało ją od lat w tym samym miejscu. Odchodząc na chwilę, zataczała koła, błądziła, szukała, w końcu wracała do punktu wyjścia. Coraz bardziej zmęczona i zrezygnowana.
Bała się porzucić to miejsce, gdzie wszystko wydawało się znajome. Oswojony ból nie zaskakiwał. Po latach trwania, wiedziała już kiedy się pojawi. Była przygotowana, umiała odpierać ciosy. Znacznie bardziej obawiała się tego, co nieznane. Sądziła, że nie ma siły, by uczyć się nowego bólu. Życia bez bólu nie znała…
Ten dzień nie różnił się niczym od poprzednich. Z trudem podniosła powieki, czuła każdy mięsień, jej własne ciało wydawało się obce. Coraz bardziej.
Każdy poranek był taki sam – fragment po fragmencie odcinała świadomość, oszukiwała system nerwowy, otępiała zmysły. Znieczulona, przechodziła w tryb „automat” – automatycznie mówiła, ubierała się, jadła, pracowała. Automatycznie dzwoniła do ludzi, zwanych przyjaciółmi, składała urodzinowe życzenia, słuchała o ich problemach, oglądała filmy, wykreślała z listy wykonane zadania.
Tego dnia obce ciało nie zareagowało na znieczulenie. Mięśnie płonęły, świadomość nie chciała się wyłączyć, wyostrzone zmysły chciwie chłonęły uczucia – przerażająco silne, przytłaczające, wymykające się utraconej pamięci.
Wiedziała, że to koniec. Wyczerpała całe pokłady nadziei. Przepłakała siedem lat. – Już czas – usłyszała głos – pora wyruszyć w swoją podróż…