Magdalena Gołaszewska

MAGDALENA GOŁASZEWSKA  o sobie – dziennikarka i prezenterka telewizyjna, związana z białostockim ośrodkiem TVP od 18 lat. Prowadzi programy na żywo, wywiady, debaty, programy rozrywkowe, gale i koncerty. Z wykształcenia – prawnik.

 okiemwariata: Podobno miałaś być prawnikiem…

Magdalena Gołaszewska: Moja droga była trochę pokręcona, bo kiedy byłam w VI Liceum Ogólnokształcącym w Białymstoku, pierwszym moim marzeniem zawodowym była historia sztuki – wbrew woli rodziców. Przeforsowałam ten pomysł i rzeczywiście po maturze zdałam egzaminy i dostałam się na Akademię Teologii Katolickiej do Warszawy, na historię sztuki. Studiowałam niecałe dwa semestry, bo gdy już zaczęłam studiować, to uświadomiłam sobie, że może rzeczywiście to nie do końca to. Przeformatowałam się na prawo, które zawsze gdzieś tam „z tyłu głowy” było i przez pięć lat kształciłam się w tym kierunku, żeby zostać prawnikiem. Lubiłam te studia i nie żałuję, że wybrałam ten kierunek, bo dało mi to pewien rodzaj swobody w poruszaniu się w rzeczywistości.

Ale jesteś w telewizji, więc jak to się stało, że zamiast prawnikiem zostałaś prezenterką?

Całe szczęście, że tak się stało, choć było to związane z ogromną goryczą. Naturalnym etapem po studiach, była chęć wykonywania wybranego zawodu, więc następnym krokiem była aplikacja. Ty nie pamiętasz tych czasów, ale wtedy dostanie się na aplikację było bardzo skomplikowane. To był niezwykle hermetyczny, zamknięty klan zawodowy i jeśli się nie było – trzeba to głośno powiedzieć – dzieckiem lub kuzynem prawnika, bardzo trudno było to zrobić. Zdawałam dwu- lub trzykrotnie i zawsze brakowało mi kliku punktów. Pamiętam, że raz byłam tuż pod listą osób przyjętych, później ktoś, kto miał mniej punktów ode mnie się dostawał, więc to była bardzo duża gorycz, że mi się nie udało.

W międzyczasie, na studiach pracowałam dorywczo w warszawskiej firmie, zajmującej się produkcją telewizyjną, ale ciągle traktowałam to jako zajęcie dodatkowe. Kiedy skończyłam studia i nie dostałam się na aplikację, wróciłam do Białegostoku i okazało się, że powstaje tu ośrodek Telewizji Polskiej. Ponieważ to była jesień, pomyślałam sobie, że skoro następne egzaminy na aplikację są dopiero wiosną, to będę się przygotowywać, a w tym czasie popracuję sobie trochę w telewizji. Zgłosiłam się, byłam jedną z niewielu osób, które miały wówczas jakiekolwiek doświadczenie telewizyjne i ówczesny dyrektor programowy Wojciech Worotyński przyjął mnie z otwartymi ramionami. No i zaczęłam pracować w telewizji, traktując to ciągle jako taki dodatkowy nurt w życiu.

Ale musiało ci się strasznie spodobać w tej telewizji, bo jesteś z nią związana od kilkunastu lat…

Kto by pomyślał! (śmiech) Ta historia pokazuje, że czasami możesz mieć swoje plany, ale Pan Bóg ma dla ciebie inny plan i tak trochę było. Bardzo polubiłam telewizję i kiedy  patrzę na pewne swoje cechy charakteru i predyspozycje, to myślę, że jednak dobrze się stało, że nie jestem prawnikiem, bo nie jestem pewna czy tak do końca się nadawałam do zawodu sędziego, o którym myślałam czy radcy prawnego. Czy jestem dobrym dziennikarzem – to inna sprawa, natomiast w tym zawodzie mogę być bardziej sobą i nie muszę być w pewnych sztywnych ramach. Wsiąkłam w tę telewizję tak totalnie i nie wiem kiedy minęło tych 17 czy 18 lat i myślę, że już chyba jestem nie na chwilę, tylko na dłużej (śmiech).

magda golaszewska

Co takiego niezwykłego było w tej telewizji? Co sprawiło, że porzuciłaś marzenie o byciu prawnikiem?

Wiesz, nie było takiego momentu, w którym ja sobie powiedziałam, że żegnam to swoje marzenie. To się po prostu działo w międzyczasie. Telewizja w ogóle jest magiczna, niezależnie od tego czy ośrodek powstaje czy nie, natomiast my wszyscy trafiliśmy wtedy, w latach 90. na taki niezwykły moment, gdy powstaje coś nowego. Niezależnie od tego, jaka to branża, kiedy się coś razem buduje, ludzie traktują to jak swój drugi dom i tak było. Tutaj się spotykali ludzie z różnych światów, spędzaliśmy tutaj mnóstwo czasu, pracowaliśmy do późnych godzin nocnych, w soboty i niedziele, przynosiliśmy swoje rzeczy, żeby zbudować scenografię. To było wielkie zaangażowanie,  nawiązały się między ludźmi bliskie kontakty, myśmy się wszyscy przyjaźnili, lubili, tworzyły się nawet miłości.

To było bardzo wciągające miejsce, ale też sama praca dziennikarza telewizyjnego jest dla mnie ogromnym szczęściem, bo to przede wszystkim ogromnie rozwija mnie samą. Będąc dziennikarzem dotykam różnych obszarów, ale dzięki temu zdobywam wciąż nowe informacje, spotykam nowych ludzi, czuję, że mogę się otrzeć o czyjąś rzeczywistość.

Bardzo lubię rozmowy i ta praca mi to daje, to jest nieustanny kontakt z ludźmi, patrzenie im w oczy, zastanawianie się jak oni czują, jak rozumieją, oswajanie ich trochę podczas rozmowy – to jest też dla mnie bardzo ważna umiejętność, a także słuchanie drugiego człowieka, dociekanie dlaczego coś się dzieje. To dla mnie wielka przyjemność – możliwość zdobycia odrobiny zaufania mojego rozmówcy czy widzów. To jest po prostu wielki dar, że mogę uczestniczyć w życiu tak wielu ludzi.

Bardzo wiele osób zaskakujesz życzliwością, otwartością, ciepłem. Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że burzysz stereotyp wyniosłej i niedostępnej „pani z telewizji”?

Z jednej strony bardzo miło mi to słyszeć, z drugiej – wiem o czym mówisz, bo sama chyba mam takie wyobrażenie, że ludzie mediów powinni być zupełnie inni, że ludzie mediów powinni być twardzi, zuchwali, pewni siebie, z takim ogromnym tupetem i spora grupa ludzi takimi cechami się odznacza, i pewnie jest im łatwiej, bo jest to taki trochę rodzaj dżungli – media. Tutaj trzeba się trochę rozpychać łokciami i walczyć o swoje, być pierwszym, bo jest konkurencja z każdej strony.

Miałam taki okres, gdy bardzo mocno poszłam w stronę publicystyki i polityki, i takich tematów, które skłaniają do zastanowienia czy chce się być drapieżnym dziennikarzem, takim dociekliwym, ostrym i jakim w ogóle dziennikarzem chce się być. Ja doszłam do wniosku, że nie mogę być inna niż jestem naprawdę i jeśli to będzie pasowało  – to OK, jeżeli nie – ja nie stanę się drapieżna, bo taka nie jestem prywatnie. Oczywiście, że przed kamerą prezentujemy pewne zachowania, które wypada w tym miejscu stosować, ale ja staram się być sobą.

Mówi się o tym, że dziennikarzem się jest 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. Na ile da się oddzielić życie prywatne od życia zawodowego? I czy w ogóle się da?

Rzeczywiście, będąc dziennikarzem, sama to dobrze wiesz, nie przestajesz nim być wychodząc z budynku Telewizji czy kończąc zdjęcia, tylko jesteś nim cały czas – niesiesz te swoje tematy w głowie i gdy się przygotowujesz do jakiejś rozmowy albo masz jakiś pomysł to budzisz się z tym i zasypiasz. Są zawody, które pozwalają na to, że pracujesz, 8, 10 czy 12 godzin, ale potem zamykasz biurko, wracasz do domu i zajmujesz się swoją prywatnością. U mnie czegoś takiego nie ma. Ja się czuję cały czas po prostu Magdą i tyle. Czasami jestem na zdjęciach, czasami rozmawiam z kimś w studiu, czasami idę z córką i psem na spacer, czasami oglądam jakiś film, natomiast ta moja praca cały czas jest gdzieś w głowie i ja nie chcę oddzielać zawodu od prywatności. Oczywiście są takie rzeczy, które pielęgnuję na tyle, na ile się da, np. żeby mieć weekend wolny lub święta, żeby spędzić je z rodziną, ale bardzo często pracuję wieczorami czy w weekendy podczas wakacji i dobrze mi z tym. Ja po prostu lubię swoją pracę.

magda golaszewska justyna sawczuk

A co robisz, kiedy już masz ten wolny czas? Jak go spędzasz?

Ponieważ ten zawód rzeczywiście dostarcza bardzo dużo bodźców, to kiedy mam wolne, lubię ten czas spędzić w ciszy. Wcale nie potrzebuję jakichś niesamowitych atrakcji, lubię być w swoim domu ze swoimi bliskimi, lubię się spotykać z najbliższymi znajomymi, usiąść sobie przy herbatce i porozmawiać, trochę się poprzeglądać w oczach tych bliskich ludzi. Bardzo lubię pływanie, lubię jogę, lubię siedzieć sobie na trawie pod niebieskim niebem i poczuć zapachy, usłyszeć ptaki. W ogóle bardzo lubię naturę.

A lubisz czytać?

Lubię czytać i ciągle mam takie poczucie, że za mało czytam. Mam dużo książek poukładanych w sypialni i w kuchni, które czekają na swoją kolej.

Trochę cie podpytam o tę literaturę, bo jak wiesz mam na tym punkcie hopla…

No masz (uśmiech).

Gdybyś miała wskazać najważniejszą książkę w twoim życiu, co by to było?

Nie mam chyba takiej jednej książki, dlatego, że w moim życiu są takie okresy, w których pojawiają się określeni ludzie i oni przynoszą mi określone książki. Ja nie jestem takim pasjonatem czytania, jakim ty jesteś, ale był taki czas kiedy czytałam książki fabularne o miłości i przygodowe – lekkie, ale dające do myślenia, potem miałam okres kilkuletni, gdy czytałam książki, dotyczące rozwoju osobistego. Ja wiem, że w twoim przypadku doba buduje się wokół czytania,  a ja w tym swoim pośpiechu czytanie książki traktuję jako medytację i swego rodzaju święto. Muszę mieć  porządek wokół siebie, żeby usiąść i się na tym skupić. Ja tak naprawdę chyba jeszcze czekam na taką książkę, która będzie dla mnie odkrywcza.

W zasadzie dobrnęłyśmy do końca tej rozmowy i tak się zastanawiam czego ci życzyć…

Ja bym sobie życzyła tego, żeby niezmiennie cieszyło mnie to, co robię, żeby ktoś wciąż chciał ze mną rozmawiać, chciał mnie oglądać i żebym cały czas miała szansę rozwijania się. Jak długo się rozwijamy, tak długo się nie starzejemy, chociaż ja się nie boję starzenia i przyjmuje to z uśmiechem i spokojem, bo nie chciałabym wrócić do siebie sprzed 20 czy nawet 15 lat. Życie doprowadziło mnie do  tego miejsca, w którym jestem i jest mi dobrze.

Jeżeli życie mnie poprowadzi w jakąś inną stronę zawodową, to chciałabym, żeby było mi to bliskie, żeby mnie cieszyło i dawało mi poczucie, że robię coś wartościowego, ze względu na ludzi i na emocje, a nie ze względu na pieniądze czy pewien status. Ktoś powiedział takie zdanie, które jest dla mnie ważne, nie odtworzę go dokładnie, ale ja się z nim bardzo utożsamiam – „Za wiele, wiele lat ludzie zapomną co robiłeś, zapomną co mówiłeś, ale nigdy nie zapomną uczuć, które w nich wywołałeś”. Chciałabym, żeby Magda kojarzyła się ludziom z dobrymi uczuciami.

Więc właśnie tego ci życzę.

Foto: Andrzej Petelski

3 comments

Join the discussion

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *