Niby mamy wiosnę, ale albo leje, albo wiatr jakiś taki arktyczny wieje. Na szczęście słońce coraz mocniej i częściej przygrzewa, co skłania mnie do wyjścia z domu i dodaje energii do działania. Proponuję Wam dzisiaj lekturę niewielkiej książeczki „Nieważne, jak dobry jesteś, ważne jak dobry chcesz być”. To taki motywator w pigułce dla ludzi żądnych sukcesu. A na chłody kwietniowe – czapkę z przesłaniem polecam 😉

bluza (Pimkie), spódnica (Reserved), płaszcz (ma tyle lat, że trudno stwierdzić jakiej jest marki), chusta w biało-czarną kratę, skórzane rękawiczki i czarne leginsy wyciągnięte z czeluści szafy, czapka (Sinsay), buty (Lasocki/CCC), torebka (Fashion Bags)
– żaden z prezentowanych elementów garderoby nie jest nowym zakupem
Książka: Paul Arden, „Nieważne, jak dobry jesteś, ważne, jak dobry chcesz być”, Insignis Media, Kraków 2013
Wraz z pierwszymi wiosennymi promieniami słońca, mój organizm obudził się do życia i… do działania. A skoro o działaniu mowa – polecam dziś Waszej uwadze książkę Paula Ardena „Nieważne, jak dobry jesteś, ważne, jak dobry chcesz być”. Choć jest to zbiór wskazówek dla ludzi, poruszających się przede wszystkim w świecie reklamy, można je spokojnie zastosować w innych dziedzinach życia. Warunek – trzeba mieć ambicję. To właśnie w niej Arden widzi siłę, napędzającą ludzi do działania. Co ważne – ambicja nie jest przynależna do statusu ekonomicznego czy społecznego. Wystarczy cierpliwość, śmiałe plany, mnóstwo energii i spora dawka bezczelności, a istnieje duże prawdopodobieństwo, że osiągniemy sukces.
Cóż… ten przepis brzmi całkiem „spoko”, ale prawdziwy sukces osiągamy wtedy, gdy możemy działać na własnych zasadach, nie zdradzając ideałów, w które wierzymy, nie naginając reguł, według których chcemy postępować. Bądźmy fair przede wszystkim wobec samych siebie i nie bójmy się iść pod prąd.

Jeśli chodzi o modę, zawsze ceniłam ludzi, którzy niezależnie od sytuacji, potrafili zachować swój styl. Sama dość długo byłam w tej materii bardzo zachowawcza, bałam się ośmieszenia, wytykania palcami, bałam się być sobą. Myślę, że było to związane z niskim poczuciem własnej wartości i potrzebą przynależności do grupy. Niestety, codzienna realizacja misji „wtopić się w tłum” oraz noszenie tego co „wypada” wcale nie poprawiały mojego samopoczucia. Wręcz przeciwnie, czułam się przebrana i coraz bardziej sfrustrowana tym, że nie mam odwagi być taka, jaka przecież chcę być – silna, pewna siebie, umiejąca wyjść poza schemat.
Prawdę powiedziawszy dopiero kilka lat temu przestałam się w końcu przejmować tym, co o moim wyglądzie powiedzą inni. Tak, jestem chuda. Tak, noszę ubrania w dziwnych zestawieniach. Tak, bywa, że ludzie się ze mnie śmieją. I nareszcie dobrze mi z tym.

I właśnie dzisiaj mam dla Was zestaw, w którym czuję się znakomicie. Czarna, dość gruba spódnica z dłuższym tyłem doskonale sprawdzi się w oficjalnych sytuacjach, w połączeniu z delikatną koszulą i butami na obcasie. Sportowego charakteru nadają jej kieszenie i właśnie tym tropem podążyłam, komponując dzisiejszy strój. Wykorzystałam szarą bluzę, którą znacie już sesji wiosennej i czapkę z napisem. Przed chłodem (wiał wtedy naprawdę mroźny wiatr) ochronił mnie mój stary płaszcz (po latach jak znalazł), skórzane rękawiczki i wysokie, sznurowane buty. Pod szyją zaplątałam chustę w czarno-białą kratę, do tego czarna, okrągła torebka, szminka w intensywnym kolorze i… voilá! Oto ja!







