Już dawno odkryłam, że aktywność fizyczna to świetny sposób na spędzanie wolnego czasu – dzięki temu możemy jednocześnie zadbać o formę, odstresować się i nabrać energii. Jedną z najprostszych i najbardziej lubianych aktywności jest bieganie. Biegi uliczne gromadzą miliony ludzi na całym świecie. W ostatnią sobotę postanowiłam dołączyć do tego grona.
Do tej pory biegałam jedynie wieczorami, sama lub z kolegą maratończykiem, raczej nieregularnie, bo jestem stworzeniem ciepłolubnym wybitnie i takie rzeczy jak wiatr, deszcz czy niskie temperatury skutecznie mnie odstraszały.
Do biegów ulicznych byłam nastawiona raczej sceptycznie – wydawało mi się, że trzeba być solidnie przygotowanym, pokonać Bóg wie jaki dystans, biec tempem dla mnie zabójczym, że będzie mi wstyd, gdy dowlokę się na metę jako ostatnia, no i… jak ja się pokażę w tych śmiesznych leginsach, kiedy zamiast nóg mam zapałki.
Kiedy usłyszałam, że Białystok dołącza do miast, w których organizowany jest parkrun, pomyślałam, że to może być coś dla mnie – dystans 5 km, bieganie co prawda z pomiarem czasu, ale nie jest to wyścig, znajomy organizator, a poza tym wiedziałam, że będę miała wsparcie w postaci dwóch biegnących kolegów. Dzień wcześniej przygotowałam więc moje mało seksowne, biegowe wdzianko, schowałam kompleksy, nastawiłam budzik i… poszłam spać.
Na bieg dojechałam ze znajomym maratończykiem. Po jego minie poznałam, że zapałki prezentują się jak… zapałki w leginsach – na szczęście udało mi się nie spalić ze wstydu, a on taktownie nic nie powiedział. Na miejscu – nowe, ale i znajome twarze, wszyscy w doskonałych humorach, uśmiechnięci, zarażający optymizmem.
O 9.00 oficjalne powitanie, kwestie organizacyjne i w końcu START. Jedni wystrzelili jak z procy, drudzy zaczęli spokojnie. My należeliśmy do tej drugiej grupy, truchtającej beztrosko. Po drodze poznaliśmy A. (pozdrawiam, jeśli czytasz) – początkującą biegaczkę, która tak jak ja, startowała po raz pierwszy w tego rodzaju imprezie. Przesympatyczna dziewczyna, przebiegła z nami większość trasy – razem wbiegałyśmy na metę.
To, co najbardziej mnie zaskoczyło, to fakt, że obok ducha rywalizacji, rodzi się w takim biegnącym człowieku troska o tego, kto biegnie obok ciebie. Dbamy o bezpieczeństwo swoje i innych biegaczy, wspieramy się na trasie, motywujemy (wielkie podziękowania należą się niezmordowanym wolontariuszom, którzy w kolejnych punktach dzielnie kibicowali zawodnikom), ci bardziej doświadczeni, udzielają tym początkującym porad co do techniki, nie brakuje żartów, śmiechu itp.
Kiedy obserwuje się tych ludzi, widać, że tworzą społeczność. Bieganie jest ich pasją, sposobem na życie, formą relaksu. Parkrun Białystok był dla mnie wspaniałym doświadczeniem, okazją do bycia z innymi ludźmi. Nie wirtualnie – w realu. Kolejny parkrun w najbliższą sobotę. Mam nadzieję, że się spotkamy.