ostrożnie z poradami

To miłe, gdy ktoś ufa nam na tyle, by prosić o poradę. Udzielamy jej zazwyczaj, bazując na własnych doświadczeniach i intuicji. Najczęściej nie bierzemy pod uwagę tego, że sytuacja drugiego człowieka jest inna niż nasza. Towarzyszą mu inne uczucia, inna może być motywacja jego działań i inne konsekwencje decyzji, które w naszym wypadku okazały się słuszne. Ostrożnie więc z poradami, bo czy równie chętnie jak występujemy w roli mądrzejszego przyjaciela, weźmiemy odpowiedzialność za czyjąś porażkę?

Nie wiem jak jest w innych częściach świata, ale Polacy chętnie doradzają. Na jednym z białostockich osiedli, gdzie spora część mieszkańców to emeryci, na ławkach przed blokiem zbierają się swego rodzaju konsylia, których celem jest omówienie sytuacji konkretnego sąsiada i ustalenie, co powinien zrobić. Rzecz w tym, że o ile część pierwsza (omówienie sytuacji) przebiega całkiem sprawnie, o tyle w części drugiej (co powinien zrobić), każdy członek ławeczkowej loży ma swoje zdanie. Zaczyna się więc zażarty spór, trwający nieraz kilka dni.

To oczywiście przykład z rodzaju „zbyt jaskrawych”, ale zastanówcie się chwilę – jak często komuś doradzacie? I nie mówię tu o pomocy przyjaciółce w doborze sukienki na wesele. Ludzie potrzebują być wysłuchani, a nie umiejąc samodzielnie podjąć decyzji, przenoszą tę odpowiedzialność na drugiego człowieka.

Pytamy o radę starszych, mądrzejszych, bardziej doświadczonych, ludzi sukcesu, mających wyższe niż my kompetencje, nic więc dziwnego, że pochlebia nam znalezienie się w gronie tych, do których przychodzi się z prośbą o pomoc. Zanim jednak udzielimy odpowiedzi, doradzimy, wskażemy kierunek, warto wziąć pod uwagę fakt, że każdy przypadek jest inny i nikt nie da nam gwarancji, że to, co przyniosło nam szczęście i sukces, sprawdzi się w przypadku kogoś innego.

Być może jesteście fantastycznymi handlowcami – spełniacie się w tej pracy i zarabiacie naprawdę solidne pieniądze. Słyszycie o tym, że szef szuka kolejnego handlowca, a Wasz przyjaciel wiecznie narzeka na swoją pracę. Chcąc mu pomóc, informujecie go o wolnej posadzie, ale on waha się czy w ogóle aplikować, ponieważ nie zna branży, pracował do tej pory na innym stanowisku, a poza tym musiałby dojeżdżać codziennie 40 km z sąsiedniego miasta. Nie wiedząc co robić, znajomy pyta Was o radę. Cóż mielibyście odpowiedzieć, skoro sami jesteście bardzo zadowoleni z posady, którą zajmujecie? Tylko czy wzięliście pod uwagę, że przyjaciel może się nie sprawdzić w tej pracy, może mu ona nie dawać satysfakcji, nie będzie miał tak doskonałych wyników jak Wy, a przy dwojgu małych dzieci w domu, wyjazd do pracy godzinę wcześniej to dość karkołomne zadanie? Efekt – będzie zmęczony, zniechęcony, rozczarowany i na pewno nie będzie miał ochoty podziękować Wam za tę zmianę.

Tak więc – ostrożnie z poradami. Proponujmy alternatywne rozwiązania, podsuwajmy pomysły, ale nie starajmy się wpływać na decyzję innych. Nie wiemy, jakie będą konsekwencje podjęcia takich, a nie innych działań. Każdy z nas jest inny, ma inne priorytety, inne ograniczenia, inne predyspozycje, inną sytuację rodzinną czy zawodową i każdy musi samodzielnie podjąć decyzję, dotyczącą tego, jak ma wyglądać jego życie. Owszem, to wspaniale móc powiedzieć, że jest się „ojcem/matką sukcesu”, ale znacznie trudniej przyznać, że jest się współodpowiedzialnym za poniesioną przez kogoś porażkę.

Nie namawiajmy, nie przekonujmy i nie oceniamy decyzji innych. Skupmy się raczej na tym, by podjąć decyzje jak najlepsze dla nas.

Foto: unsplash.com

Join the discussion

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *