„Lepszy jakikolwiek facet niż żaden” – powiedział ostatnio mój znajomy, komentując związek naszej koleżanki z o wiele starszym od niej mężczyzną. Zamilkłam na chwilę zdumiona, po czym zaprotestowałam: „Chciałeś chyba powiedzieć lepiej żaden niż jakikolwiek”. W odpowiedzi usłyszałam: „Nie rozumiem kobiet”. A ja nie rozumiem po co mi jakieś „byle co”?
Ludzie są dziwni. Serio. Mają na przykład potrzebę posiadania oraz wtłaczania się w schematy. Wielokrotnie słyszałam: „Sama sobie w życiu nie poradzisz”. Co gorsza, przez lata w to wierzyłam. Dziś z pewnym rozbawieniem obserwuję członków rodziny i znajomych na siłę szukających mi dobrze płatnej pracy i fajnego (ich zdaniem) faceta. Doceniam troskę, ale prawda jest taka, że tego typu działania służą jedynie tym, którzy próbują poukładać mi życie według szablonów jakie mają w głowie. Moje szczęście niewiele ma z tym wspólnego.
W społeczeństwie wciąż żywe jest przeświadczenie, że kobieta potrzebuje mężczyzny u boku. Owszem, z mężczyzną u boku jest całkiem miło, ale to nie znaczy że jego obecność warunkuje moje szczęście lub decyduje o tym czy sobie poradzę. Przerażają mnie zdesperowani single, rozpaczliwie poszukujący kogokolwiek, z kim mogliby ułożyć sobie życie. Takie zachowanie przypomina mi wypad na zakupy przed ważną imprezą i wielogodzinne buszowanie w galeriach handlowych w poszukiwaniu odpowiedniego stroju. Zrozpaczone osobniki gatunku homo sapiens, po przymierzeniu kilkudziesięciu ubrań, kupują cokolwiek byle tylko kupić – nawet jeśli miałoby to oznaczać, że będą zmuszone męczyć się wiele godzin w za ciasnych butach, źle skrojonym garniturze lub niewygodnej sukience.
Po co nam cokolwiek? Dlaczego zadowalamy się byle czym? Skoro dobrze czujemy się w mini, dlaczego kupujemy spódnicę do ziemi? Skoro pragniemy relacji opartej na przyjaźni, szczerości i szacunku, dlaczego decydujemy się na związek z kimś, z kim niewiele nas łączy, kto nas okłamuje i poniża? Bo na imprezie trzeba mieć nowy ciuch, a w życiu trzeba być z kimś? A kto właściwie tak twierdzi?
Wolę pójść na urodziny/wesele/bankiet w tym, w czym mi wygodnie i przetańczyć z uśmiechem na ustach całą noc niż męczyć się w ciasnym gorsecie, w obawie przed opinią innych. Wolę nauczyć się sama wbijać gwoździe, poprosić przyjaciół o pomoc w przeprowadzce i zrobić wszystko co w mojej mocy, by spełnić swoje marzenia o podróżach niż tkwić pod jednym dachem z człowiekiem, na którego nie mogę liczyć i z którym nic mnie nie łączy.
Niech mi ktoś wyjaśni po co mi „byle co”, skoro zasługuję na znacznie więcej?
Photo by Tyler Kaslik on Unsplash