Nie sądziła, że to jeszcze możliwe. Nie przypuszczała, że może jeszcze kiedykolwiek, cokolwiek poczuć. Nie przewidziała, że komukolwiek uda się rozebrać ten, budowany przez lata, mur. Nie była przygotowana na pustkę, którą zostawiła jego nieobecność.
Sama nie wiedziała jak to się wszystko zaczęło. Pewnego sierpniowego dnia wyłonił się z przeszłości i zaczął po prostu „być”. Nim zdążyła się zorientować co się dzieje, wrósł w jej codzienność tak mocno, że dzień bez Niego wydawał jej się niepełny.
Cierpliwie oswajał tkwiące w niej demony, wypędzał przerażenie. Wspomnienie bólu, złości, rozczarowania, wywołanego bliskością drugiego człowieka, zastępował spokojem i poczuciem bezpieczeństwa.
Pierwszy raz od lat, zasypiała ufając.
Choć starała się utrzymać dystans, nie była w stanie. Z zapartym tchem chłonęła wszystko, co jej dawał. Pokazał jej zupełnie inny wymiar relacji – bez kłamstw, niedomówień, gdzie wszystko wydawało się jasne i oczywiste. Nieraz bez słów.
Jego milczenie ją zaskoczyło. Pojawiło się tak samo jak on – nagle i niespodziewanie. Złowrogie, kotłowało myśli w jej głowie, momentalnie burząc tę namiastkę normalności, którą jej dał. Bez słów, powodów, wyjaśnień, rozpływał się w ciszy.
Zaskoczyła ją siła emocji, z którymi została. Niepokój zdawał się wypełniać każdą komórkę ciała, mięśnie bolały, napięte do granic możliwości w oczekiwaniu na jakiś znak. Znak, który nie nadchodził.
Bez ochrony w postaci muru czuła się całkowicie bezbronna, bezradna, niezdolna do zrobienia kroku w jakimkolwiek kierunku. Bez jego siły i wsparcia, to co wzięła na swoje barki, przygniatało ją do ziemi. Czuła jak traci energię, jak nie może złapać tchu. Świat wirował coraz szybciej w szalonym tańcu, o mdłości przyprawiały ją, zmieniające się co chwilę, obrazy.
„Trzeba zbudować mur!” – krzyczał głos w jej głowie – „Jeszcze większy, grubszy, z lepszego materiału… Trzeba otoczyć go fosą i zainstalować pułapki. Damy radę – zobaczysz. Nawet pies się nie przeciśnie”.