Znikała. Wyraźnie czuła jak każde jego kolejne słowo wymazuje jej myśli, gesty i uczucia. Jego zdania były jak tajfun – niszczyły wszystko, co uparcie chroniła przez ostatnie lata. Nie widząc jego oczu, zaczynała wierzyć, że dalszy opór nie ma sensu… Uczuciowy ring, na którym walka dobiegła końca.
Była niezłym bokserem. Krucha w życiu, na ringu uczuć walczyła wytrwale. Braki techniczne nadrabiała szybkością, nauczyła się unikać ciosów, przewidywać jego następny ruch.
Ta walka miała być szybka. Kilka rund i po sprawie. Wygrana lub porażka – nokaut albo punkty.
Początkowo niepewna, w miarę upływu czasu, coraz śmielej stawiała kolejne kroki, coraz celniej uderzała w jego ból, kruszyła strach… Kiedy pierwszy raz zobaczyła znajomy uśmiech i ciepło w jego oczach, poczuła się tak, jakby ktoś dodał jej skrzydeł, jakby mogła wszystko.
Kolejna runda przebiegła spokojnie, kilka celnych ciosów i dawne gesty wróciły. Stał naprzeciw niej, blisko na tyle, by mogła poczuć radość spotkania.
Nagle wszystko runęło. Leżała na deskach, kręciło jej się w głowie i czuła mdłości. Nie rozumiała jak mogła tak dać się podejść. Uśmiechając się, uderzył ją w brzuch. Tak mocno, że upadła na kolana. Miała wrażenie, że sprawia mu to radość – ona klęcząca przed nim, zgnębiona, zniszczona, upokorzona…
Zdołała jedynie przetoczyć się na bok. Skulona, rozpaczliwie próbowała złapać oddech, którego brak wyciskał łzy z oczu.
On stał i patrzył.
Sędzia nie czekał aż się podniesie. Nie było zresztą na co czekać. Tym razem nawet nie próbowała wstać. Nie była w stanie. Odwróciła głowę. Nie chciała widzieć jak odchodzi…