Zawsze lubiła pisać. Ledwo poszła do szkoły, a już w tajemnicy prowadziła swój pierwszy pamiętnik. Kiedy miała 12 lat napisała książkę o domu, w którym straszy. Uwielbiała wymyślać niestworzone historie. Miała wyimaginowanego przyjaciela, który towarzyszył jej w drodze na lekcje. To z nim omawiała najważniejsze sprawy – dorośli i tak by nie zrozumieli. Gdy „wyrosła” z wymyślonego kumpla, został już tylko papier. Wchłaniał wszystko: myśli, plany i marzenia. Pewnego dnia zapragnęła napisać scenariusz.
Jako dziecko lubiła filmy, zwłaszcza te przygodowe z wątkiem romantycznym, gdzie wszystko dobrze się kończy i wszyscy żyją długo i szczęśliwie. Miliony razy była księżniczką, podróżniczką lub… Jamesem Bondem. W zależności od nastroju – przedzierała się w myślach przez dżunglę, walczyła z niebezpiecznymi przestępcami lub piła herbatę z damami dworu, dyskutując o pogodzie. Sama wybierała kim dziś jest i co robi.
Z czasem zrozumiała, że takie jednodniowe scenariusze, dobrze realizuje się jedynie w myślach. Coraz rzadziej zdarzało jej się uciekać w marzenia, coraz baczniej obserwowała otoczenie i coraz mniej jej się podobało to, co widzi. Świat wokół zdawał się być zaprzeczeniem tego, który sobie wyobrażała.
Kiedy miała czternaście lat, poznała Zosię. Zosia imponowała jej swoją pewnością siebie, siłą, zaradnością. Robiła to, o czym ona sama jedynie marzyła. Zapatrzyła się w Zosię, w jej życie i pomyślała, że też tak chce. Los szybko wyśmiał tę zachciankę. Okazało się, że scenariusz Zosi nie był dla niej, nie był jej.
To odkrycie przygniotło ją, stłamsiło jej wiarę w siebie. Wydawało jej się, że jest do niczego, skoro nie może być jak Zosia…
Wtedy poznała Uśmiechniętego Chłopca. Dużo rozmawiali, śmiali się i trzymali za ręce. Szli ramię w ramię przez lata. Już po roku napisała dla nich scenariusz – żadne tam fajerwerki, ot normalne, spokojne życie we dwoje. Uśmiechnięty Chłopiec chciał jednak czegoś innego – chciał się bawić. Mieli siebie na wyciągnięcie ręki, ale żadnemu z nich nie przyszło do głowy, by stworzyć wspólny plan działania… Choć wedle jej scenariusza, Uśmiechnięty Chłopiec grał wraz z nią główną rolę, w rzeczywistości była statystką w jego filmie. Nie zorientowała się nawet kiedy zaczęła żyć wedle cudzego pomysłu. Po sześciu latach zrozumiała, że idą w przeciwnych kierunkach. W końcu pojęła, że nie można żyć według cudzego scenariusza…
Stary tekst nie nadawał się do niczego. Stało się jasne, że Uśmiechnięty Chłopiec nie zagra głównej roli. Trzeba było zacząć od nowa. Tylko jak, kiedy zapomniała jak się pisze? Kilka lat zajęło jej przypomnienie sobie jak trzymać pióro, jak poruszać nim, by nie zostały brzydkie kleksy. W końcu zaczęła tworzyć nowy scenariusz – taki, w którym to jej przypisana była główna rola. Poza wprowadzeniem kilku zasad moralnych, którym wierna była od lat, nie tworzyła sztywnych reguł działania. Pojęła, że na planie zdarzają się różne sytuacje – niespodziewana choroba, niedostatki sprzętowe, za mało osób w ekipie. Ostatecznie – pomyślała – najważniejsze to stworzyć taki film, by nigdy nie wstydzić się tego, że w napisach końcowych jest moje nazwisko.