Zadziwiające czasy nastały, doprawdy. Im uważniej rozglądam się dokoła, tym wyraźniej widzę, że obowiązywanie jakichkolwiek zasad moralnych, już od dawna jest fikcją. Mało kto dziś rozumie znaczenie słów takich, jak lojalność, wdzięczność czy szczerość. Najbardziej jednak zdumiewają mnie ci, którzy z uporem maniaka obsrywają – za przeproszeniem – własne gniazdo.
Rodzina, środowisko, z którego pochodzimy , uczelnia, firma, w której pracujemy – chcemy czy też nie, to właśnie te miejsca i spotkani tam ludzie nas kształtują. To tam uczymy się jak funkcjonować w społeczeństwie. Obserwujemy i często kopiujemy zachowania ludzi, którzy są dla nas autorytetami. Niestety, pragnienie dorównania „wybitnym” albo „konieczność” odnalezienia się w nowym środowisku, często sprawiają , że niezauważalnie przesuwamy granicę tego, co można, zaciera się wyraźny podział na to co słuszne i to, co moralnie wątpliwe.
Indywidualny wymiar sukcesu to dziś wymiar jedyny słuszny. Mało kto pamięta czym jest zespół, a co gorsza niewielu ma opory przed podcięciem skrzydeł kolegom, by wspiąć się wyżej w hierarchii, osiągnąć tzw. sukces lub dowartościować się, upokarzając innych. Dotyczy to zwłaszcza sytuacji zawodowych – wyścig szczurów trwa. Nie gryziesz – odpadasz.
Zdarzało mi się pracować z cudownymi ludźmi i z szujami, z tymi, którzy stawiali na budowę zespołu i z indywidualistami, których wzrok często sięgał jedynie czubka własnego nosa, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, by świadomie działać na szkodę firmy, w której pracuję (choć mi to insynuowano), oczerniać publicznie mojego pracodawcę lub kolegów. Oczywiście, że nie jestem święta i zdarza mi się wyrzucić z siebie frustrację w prywatnej rozmowie z przyjaciółmi, ale obsrywanie własnego gniazda na forum to już wyższa szkoła jazdy. Jak się okazuje, niektórzy osiągnęli w tej dziedzinie mistrzostwo.
Zabawne jest obserwowanie ich działań, gdy zdają się być przekonani, że nikt nie widzi ich hipokryzji. Muszą mieć naprawdę niskie mniemanie o współpracownikach, skoro uważają, iż powiedzenie komuś, że jest idiotą z uśmiechem na ustach, wystarczy, by uchodzić za „dobrego kolegę/dobrą koleżankę”.
Przy okazji nie wiem jak można być tak ograniczonym, by nie pojmować, że uderzając w ludzi, z którymi się pracuje, krytykując otwarcie działania swoich podwładnych, podważa się własne kompetencje. Ach gdzie byłeś/byłaś Wszechwiedzący/Wszechwiedząca, gdy twój pracownik popełniał błąd za błędem? Gdzie byłeś/byłaś, gdy twój kolega kompromitował instytucję, którą reprezentujesz?
Może pora sprawdzić w słowniku czym jest praca zespołowa. Publiczne obrzucanie gównem innych to kiepska taktyka. Podobnie jak obserwowanie z uśmiechem na ustach jak topi się w szambie tych, którzy ów niedoceniany zespół tworzą. Bo gówno ma to do siebie, że łatwo się nim pobrudzić. A smród zostaje na długo.