szczęście made in madera

Gdyby zapytać ją za czym goniła latami, odpowiedziałaby, że szukała spokoju i szczęścia. To pierwsze uczucie odnalazła, choć nie sądziła, że będzie to od niej wymagało tak wiele wysiłku. O tym drugim zapomniała – tak było łatwiej, bo nie da się tęsknić za czymś, o czym się nie pamięta. Przypomniał jej pewien górski przewodnik…

Urlop na Maderze wydawał jej się czystą abstrakcją. Zawsze uważała, że nie da sobie rady w innym kraju z raczej średnio, aniżeli zaawansowaną znajomością obcego języka, że jej choroba lokomocyjna dyskwalifikuje ją jako klientkę linii lotniczych, nie mówiąc już o tym, że była przekonana, iż nie stać jej na ekstrawagancje typu wakacje na drugim końcu świata.

Tego lata okazało się, że pomyliła się we wszystkim – jej angielski był wystarczający, by skomunikować się z wyspiarzami, lot zniosła nadzwyczaj dobrze (choć trzeba przyznać, że pilot był doskonale wyszkolony), a wydatek, choć wcale niemały, był możliwy do udźwignięcia.

Z niecierpliwością czekała na wyprawę na najwyższy szczyt Madery – Pico Ruivo. Uwielbiała góry i nie mogła przepuścić takiej okazji. Przewodnikiem okazał się niezwykle sympatyczny człowiek z poczuciem humoru. Uśmiechał się niemal cały czas, chętnie opowiadał o swojej pracy i widać było, że naprawdę kocha to, co robi.

Znała sporo ludzi, wielu miało swoje pasje i zainteresowania, ale w tym mężczyźnie było coś innego, jakby dziecięca wręcz radość, uczucie, o którego istnieniu większość dorosłych dawno zapomniała. O górach mówił, że są jego siłownią i biurem zarazem, z niezwykłą cierpliwością podchodził do gorzej przygotowanych kondycyjnie turystów oraz wtrącał polskie zwroty, upewniając się szeptem czy aby na pewno dobrze je wymawia.

O Maderze i górach opowiadał z szacunkiem i miłością, pokazywał im swój dom. Kiedy powiedziała mu, że to niezwykle piękne miejsce, zamilkł na chwilę, po czym rzekł: „Nie widziałem zbyt wielu miejsc, ale mam tu góry i ocean – wszystko, czego mi potrzeba”. Tych kilka słów poraziło ją.

Musiała przejechać ponad 3700 km, by pojąć, że recepta na szczęście jest właściwie banalna – cieszyć się każdą chwilą, robić w życiu to, co się kocha i nie pragnąć więcej niż się ma.

Goniła za czymś, czego nawet nie umiała nazwać i uciekała przed uczuciami, z którymi nie umiała się uporać, zamiast po prostu zaakceptować rzeczywistość. Zrozumiała, że SZCZĘŚCIE JEST PROSTE, to nasze oczekiwania wszystko komplikują.

Join the discussion

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *