Myśli nieuporządkowane

Za starych, dobrych lub nie bardzo (punkt widzenia zależy od punktu siedzenia) czasów, gdy nie było jeszcze telefonów komórkowych i komputerów, ludzie mieli normalne umowy o pracę i nie znali słowa grillować, pierwszego maja szli w pochodach, wyjeżdżali na wczasy zakładowe i marzyli by mieć Trabanta lub Fiata 126p, a mnie nie było jeszcze na świecie (ewentualnie już byłam, ale mała), w każdym, większym zakładzie pracy istniała biblioteka. Państwo zapewniało masom dostęp do kultury, z czego robotnicza brać korzystała ze zmiennym entuzjazmem. Skąd wiem? Ano wiem, bo stałam się jakiś czas temu posiadaczką części zbiorów takiej przyzakładowej biblioteki, a karty wypożyczeń (czy jak się to nazywa) mówią jasno – szału nie było!

Continue reading „ze starej biblioteki”