W ulu zawrzało. Nie po raz pierwszy i zapewne nie po raz ostatni. Trutnie dużo bzyczały, licząc, że ktoś je w końcu zauważy, a robiły tyle, co zawsze – niezbędne minimum. Robotnice bzyczały głośniej niż zwykle, bo i pracy przybyło, uwijać się więc trzeba było jak w ukropie. Młode z kolei, nie tak dawno wymagające opieki larwy, zaczynały bzyczeć coraz śmielej, stając się pełnoprawnymi członkami pszczelej rodziny. Wrzało.
