stoję na rynku kościuszki, gapiąc się na ratusz. białostocki ratusz zawsze wydawał mi się wesoły. właśnie tak. nie dostojny, nie piękny, a wesoły. tyle, że dawniej był jeszcze weselszy. dawniej czyli wtedy, gdy zamiast betonowych płyt, miał w swoim sąsiedztwie zielony skwer z niemal przyspawanymi do ławki krzepkimi, starszymi panami, lubieżnie gwiżdżącymi na widok zmierzających w stronę uczelni, studentek filologii polskiej. czy filologię rosyjską i historię też obgwizywali? trudno powiedzieć, ale polonistykę na pewno.
