Odtwarzam taśmę pamięci. Przewijam do przodu, do tyłu, wciskam PLAY w wybranym momencie. Niektóre fragmenty, te odtwarzane zbyt często, noszą ślady zużycia. Kolory blakną… a może ten film nigdy nie był kolorowy?
Funkcja nagrywania jest niedostępna. Na taśmie nie ma już miejsca… choć to właściwie nie problem. Zawsze można nagrać nowy film na starym, przykryć znajome ujęcia nieznanym.
Nie można. Zacięło się i czerwony przycisk REC nie działa. Poza tym nie wiadomo czy zużyta taśma wytrzymałaby próbę kolejnego zapisu.
Pozostaje odtwarzanie zebranego materiału, analizowanie codziennie z innej perspektywy, wyciąganie wniosków, trwałością dorównujących nadpsutym jabłkom, tworzenie alternatywnych scenariuszy.
Główny scenarzysta nie wydaje się być nimi zainteresowany. Zagrane, nagrane – pozamiatane. Nie ma czym sobie głowy zawracać.
Odtwarzanie bywa nużące. Znużenie to cena. Zapłata, jak za bilet do kina. W zamian można tysięczny raz obejrzeć te same sceny, wysłuchać znanych na pamięć dialogów, zaszyć się w ciemnej sali, przeżuwając kolejną porcję prażonego bezpieczeństwa.