Mam to szczęście, że robię w życiu to, co lubię z ludźmi, których lubię. W dzisiejszych czasach to właściwie luksus, tym bardziej doceniam to, co mam, ale każdy potrzebuję odpoczynku…
Urlop wydawał mi się przez lata przyjemną chwilą na złapanie oddechu, ale prawdę powiedziawszy nie przywiązywałam wagi do tego, gdzie go spędzam, więc spędzałam na działce na wsi. Nie żebym miała coś przeciwko – kocham podlaską wieś, ale… ile można?
W tym roku pierwszy raz od lat udało mi się wyrwać na kilka dni gdzieś dalej. Po ośmiu latach wróciłam w Tatry. Możecie się śmiać, bo ani to Majorka, ani Alaska, ale kiedy postawiłam stopę na szlaku, poczułam, że znów naprawdę żyję. Nie jestem specjalistką od wspinaczek, każde wyjście w góry to dla mnie olbrzymia lekcja pokory, piękna i pokonywania własnych słabości. Dopiero tam człowiek uświadamia sobie swoją bezradność wobec natury, ale też zyskuje siły do walki z przeciwnościami losu. Wiem – brzmi to górnolotnie/banalnie, ale nie umiem inaczej opisać tego, co czuję, gdy przystaję na chwilę, by popatrzeć na otaczający mnie krajobraz.
Tegoroczny urlop był ważny także dlatego, że uświadomił mi jak bardzo potrzebowałam zmiany otoczenia. Nie bez powodu ludzie wymyślili wakacje. To konieczne dla higieny psychicznej. Fizyczna odległość pozwala nabrać dystansu do tego, z czym zmagamy się na co dzień, pozwala docenić to, co zostawiliśmy na tych kilka dni lub tygodni, a czasami pomaga dostrzec wyraźnie, że już pora na zmiany.
Taaak… urlop to jednak dobra rzecz i dobrze sobie w końcu uświadomić potrzebę jego istnienia.
Nie rozumiem, dlaczego tak mało-daleko wypadasz z miasta?
Praca trzyma mnie blisko 😉
Tak bardzo kochasz tę robotę, czy jesteś…pracoholiczką? 😉
Kocham 🙂 Pracoholiczką zdecydowanie bym siebie nie nazwała 😉