Jesień nadeszła – rozpieszcza nas w Białymstoku ciepłem i słońcem (no dobra, może nie liczmy dzisiejszego dnia). Zupełnie jakby lato próbowało przedłużyć swoje panowanie… Mimo to, zrobiłam już porządek w garderobie – letnie spódnice i sukienki powędrowały do pudeł i szaf, gdzie będą niecierpliwie czekać na przyszły rok, a ich miejsce zajęły mięsiste swetry, ciepłe marynarki i płaszcze. Cieszę się tą złotą porą roku, odkrywam ją dla siebie na nowo – dziś w wersji „miejskiej i wygodnej”.
Mieszkam w Białymstoku, ale jeszcze przedwczoraj nie pamiętałam kiedy ostatnio byłam w Parku Planty. Korzystając z dnia urlopu wybraliśmy się więc z A. odwiedzić „Praczki” – rzeźbę, autorstwa Stanisława Horno-Popławskiego, odsłoniętą w 1938 r., zjeść lody ze starej budki, stojącej u wejścia do parku, poobserwować sprytne wiewiórki, ciekawskie kaczki i wyjątkowo dbające o higienę gołębie.
Nie mam zamiaru udawać, że miejski park jest w stanie zastąpić Puszczę Knyszyńską czy Białowieską, ale gdy brak czasu na dalszą wyprawę, może stanowić przyjemną „opcję spacerową”.
Zresztą stolica Podlasia to całkiem zielone miasto, więc warto korzystać. Oprócz parków i ogródków jordanowskich, z przyjemnością zauważam kolejne łąki kwietne z budkami dla owadów. Są też szczęśliwi posiadacze „ogródków działkowych”. Swoją drogą, od czasów lockdownu, rzesza ludzi pragnie zostać działkowcami, a kawałek „ziemi pod marchewkę” stał się towarem deficytowym i wyjątkowo pożądanym.
Póki więc pogoda na to pozwala, cieszmy się promieniami słońca, korzystajmy z możliwości kontaktu z naturą, doceńmy jej bliskość i dbajmy o nią.
marynarka – Reserved
top – Orscy
dżinsy – Medicine
torebka i kolczyki – Mango
buty – CCC (Lasocki)