wrzenie

W ulu zawrzało. Nie po raz pierwszy i zapewne nie po raz ostatni. Trutnie dużo bzyczały, licząc, że ktoś je w końcu zauważy, a robiły tyle, co zawsze – niezbędne minimum. Robotnice bzyczały głośniej niż zwykle, bo i pracy przybyło, uwijać się więc trzeba było jak w ukropie. Młode z kolei, nie tak dawno wymagające opieki larwy, zaczynały bzyczeć coraz śmielej, stając się pełnoprawnymi członkami pszczelej rodziny. Wrzało.

Niejedno przeszedł ten ul – mawiał stary pszczelarz Miecio, sprawdzając co roku, w jakim stanie przetrwały zimę jego „podopieczne”. Bywały lata, gdy Miecio ze łzami w oczach odkrywał wiosną truchła całych pszczelich rodzin, ale bywało i tak – ku radości Miecia – że po mroźnej zimie, owady ruszały do pracy z nową energią.

Jak będzie tej wiosny – Miecio nie wiedział, ale jak zawsze modlił się o spokój. O tak – spokój cenił sobie Miecio najbardziej. Spokój sprzyjał bowiem współpracy i wzmagał w robotnicach kreatywność. Nie obawiając się ataków ze strony szerszeni, pszczela rodzina skupiała się na swoich obowiązkach. Tylko trutnie w okresie spokoju rozleniwiały się straszliwie. Wydawało im się widocznie, że raz zyskawszy cieplutkie miejsce w ulu, przyklejone do plastra będą mogły „przebimbać” wieki.

Z potrzeby spokoju zdawał sobie doskonale sprawę pszczelarz Miecio, zdawała też sobie sprawę królowa. Choć czuła, że jej czas dobiega końca, ostatkiem sił walczyła, by po jej śmierci, pszczela rodzina pozostała całością, by mogła normalnie funkcjonować, by potrafiła obronić się przed atakami intruzów.

To wrzenie, zwiastujące zmiany, utrudniało codzienną pracę. Gdzieniegdzie wkradał się chaos, wywołany niepewnością. Rodzina zaczynała się dzielić – jedne pszczoły z obawą spoglądały w przyszłość, inne – z ciekawością, jeszcze inne już zacierały skrzydełka w oczekiwaniu na śmierć przywódczyni.

W rogu ula, pomiędzy ścianą, a plastrem miodu siedziała nie taka już młoda, ale jeszcze nie taka stara robotnica. Przysłuchiwała się pszczelemu bzyczeniu, obserwowała rodzinę i czuła jakby miała deja vu – już to kiedyś widziała: zadowolone z siebie trutnie, robotnice zmieniające nagle kierunek lotu… Siedząc przy ścianie ula, słyszała też uspokajający głos pszczelarza Miecia: Nie bzyczta tak głośno pszczółeczki, po cóż to? Waszym dziełem jest miód robić – pyszny, słodki, pełnowartościowy. Za 10 lat nikt waszego wrzenia pamiętać nie będzie, ale jaki miód był smaczny z Mieciowej pasieki – cała wieś wspomni.

foto: unsplash.com/dixitmotiwala

Join the discussion

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *