Po upadku bolało ją wszystko. Dosłownie – ciało, umysł, dusza… Przez lata zbierała fragmenty siebie, sklejała, zszywała, spinała, by wrócić do tzw. normalności. Wróciła, ale wszystko było jakby inne…
Poorane bliznami stopy nie chciały stawiać pewnych kroków, delikatnie badały grunt. Ścieżki, którymi chadzała, zarosły – musiała wytyczać nowe. Zapachy, smaki, faktura rzeczy, których dotykała – wszystko to było nieznane. Początkowo ogarnął ją strach, umysł zgłaszał stan zagrożenia, myśli galopowały ku utartym schematom, lecz kiedy udało jej się opanować odruch ucieczki, zrozumiała że dostała drugą szansę. Dla niej wszystko działo się po raz pierwszy – mogła na nowo stworzyć swoją rzeczywistość.
Początki nie są łatwe – wie to każdy, kto choć raz próbował stworzyć coś od zera. Nie bardzo wiadomo od czego zacząć i jak. Ona również nie wiedziała. Stopniowo uczyła się korzystać z narzędzi, jakie posiadała, a które przez lata leżały na dnie skrzynki, stojącej na balkonie. Kilka razy rozcięła sobie palec, kilka razy ukłuła, raz stłukła rękę, ale – o dziwo! – nie zniechęcało jej to. Odpoczywała chwilę, przykładała lód, polewała rany wodą utlenioną, bandażowała i wracała do nauki. Zniknął gdzieś strach, który latami wyznaczał jej granice, przestrzegał przed ryzykiem, którego nie było lub było minimalne.
W zdumieniu obserwowała jak rodzi się w niej potrzeba eksplorowania nieznanych przestrzeni. Tłum, który wydawał się groźną masą, nagle zaczął nabierać kształtów i kolorów, jednostki zyskiwały twarze – niektóre z nich były uśmiechnięte.
Zaczęła próbować rzeczy, których nigdy nie robiła i odkrywać na nowo te, o których już dawno zapomniała. Cieszyło ją wyjście do kina, smak bułek, kupowanych w pobliskiej piekarni, spotkanie w kawiarni i uprawianie balkonowego ogródka.
Całe życie spędziła w tym samym miejscu, w swoim rodzinnym mieście. Kochała je, ale czuła, że przestaje jej wystarczać. Jak może być pewna, że to tu powinna być, skoro nie wie jak jest gdzie indziej? Zaczęła coraz częściej opuszczać swoją strefę komfortu, a im częściej to robiła, tym bardziej rozszerzały się jej granice.
Coś gnało ją do przodu, kazało szukać, sprawdzać, testować… Jakby otrzymanie drugiej szansy obligowało ja do tego, by przeżyć to życie jak najlepiej, jak najpełniej, tak, by mieć co wspominać, by go nie zmarnować, nie przesiedzieć bezczynnie.
Wystawiała twarz do słońca, łapała krople deszczu, pozwalała, by wiatr bawił się jej włosami… Pierwszy raz naprawdę poczuła, że to od niej zależy, w którą stronę zrobi kolejny krok. Poczuła, że jest wolna…
Foto: unsplash.com
Uwielbiam Twoje zwierzenia. Tyle w nich prawdy nazwanej prosto i blisko.