Kiedy widzę na okładce tej książki tekst: „Najbardziej wywrotowy poradnik dla kobiet”, to myślę sobie, że to nieporozumienie. Ten poradnik może i był wywrotowy, ale w latach 90. XX wieku. Dziś jest… mało przekonujący.
„Kobiety wprawdzie mają te same prawa co mężczyźni, wciąż jednak brak im rzeczywistej samodzielności. Wyzwoliły się jedynie formalnie. Aby osiągnąć swoje cele, nadal stosują metody uciśnionych.” [s. 121]
Kiedy widzę na okładce tej książki tekst: „Najbardziej wywrotowy poradnik dla kobiet”, to myślę sobie, że to nieporozumienie. Ten poradnik może i był wywrotowy, ale w latach 90. XX wieku. Dziś jest… mało przekonujący.
Autorka opisuje zachowania kobiet, które – jej zdaniem – świadczą o uległości i gotowości do uznania wyższości mężczyzn. Przytacza mnóstwo przykładów, ukazujących kobiety bierne, niepewne, nie mające celu w życiu, skazujące się na rolę służących, gotowe do poświęceń kosztem własnego zdrowia i dobrego samopoczucia. Ehrhardt krytykuje tradycyjne metody wychowawcze, pokazuje różnice w wychowywaniu dziewczynek i chłopców, i wskazuje, które zachowania sprawiają, że owe dziewczynki wyrastają na kobiety skromne, grzeczne, niesamodzielne, niezaradne i czekające na męża idealnego. Autorka przekonuje, że chociaż kobiety mają prawo do równouprawnienia, nie umieją z niego korzystać, same o sobie myśląc, jak o kimś słabym, bojącym się konfliktu, nie mającym szans dorównać mężczyźnie, po prostu gorszym.
Fakt – sporo z opisywanych przez autorkę zachowań zdarzyło mi się zaobserwować, zwłaszcza w pokoleniu moich rodziców i dziadków. Mam jednak wrażenie, że współczesne dwudziestolatki, o ile nie wpadną w pułapkę społecznych oczekiwań radzą sobie znacznie lepiej ze schematem „kobiety idealnej”. Młodzież coraz częściej inwestuje przede wszystkim we własny rozwój, widzi potrzebę kształcenia się. Młode kobiety nie zastanawiają się już czy wypada im podróżować samotnie, pracują w zawodach, jeszcze do niedawna postrzeganych jako męskie, chodzą nie tylko na zajęcia z baletu, ale i na treningi bokserskie, dlatego „rady” serwowane przez Ehrhardt nie są już dzisiaj niczym niezwykłym. Poza tym kwestia wiary czy też niewiary we własne siły i możliwości to coś, co dotyczy ludzi w ogóle, nie tylko jednej płci.
Prawdę powiedziawszy ta książka wydała mi się nieco irytująca i zwyczajnie niesprawiedliwa wobec mężczyzn, którzy zostają tu przedstawieni przede wszystkim jako ciemiężyciele. Autorka nakazuje kobietom walczyć o własną niezależność, sprzeciwiając się oczekiwaniom mężczyzn, ale i zupełnie nie biorąc pod uwagę tej grupy kobiet, które w tradycyjnych rolach, matki i żony, czują się spełnione. Nie każda kobieta marzy o karierze zawodowej! Nie każdy mężczyzna traktuje swoją siostrę, matkę, żonę, partnerkę, córkę jak tanią siłę roboczą! Myślenie schematami jest szkodliwe w każdej postaci. „Postępowa” Ute Ehrhardt, chcąc wyzwolić płeć piękną z jarzma tradycji i społecznych oczekiwań, zapomniała zapytać czego rzeczywiście ta płeć piękna chce.
Wydawca o książce:
Kobiety są grzeczne. Miłe, uległe, skromne i wyrozumiałe. Tego się od nich oczekuje i tak lubią myśleć same o sobie.
Grzeczność, ich zdaniem, stanowi klucz do życiowego sukcesu.
Kobiety spełniają oczekiwania innych i… dziwią się, że ich ofiarność nie zostaje nagrodzona.
Ute Ehrhardt demaskuje pułapki, które przeszkadzają kobietom realizować ich własne potrzeby i głośno wyrażać swoje zdanie. Radzi, by odrzucić postawę podporządkowania i śmiało sięgać po zakazane owoce.
Tylko niezależne, pewne siebie kobiety mogą odnosić sukcesy, realizować marzenia i nawiązywać partnerskie relacje z innymi.Nigdy te grzeczne!
Autor: Ute Ehrhardt
Tytuł: Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą
Przekład: Krystyna Bratkowska, Natalia Szymańska
Wydawca: Wydawnictwo Szafa
Rok wydania: 2010
Ilość stron: 190
Oprawa: miękka
ISBN: 978-83-88141-07-2