Jest bezczelny, gburowaty i bezkompromisowy. Uwielbia szybkie samochody i lekceważąco wyraża się o mieszkańcach Europy Środkowo-Wschodniej. Jest jak wrzód na tyłku – obrzydliwy i wkurzający, ale nie sposób o nim zapomnieć. Oto on – Jeremy Clarkson, jedyny facet na świecie, który powinien pisać o samochodach.
Za każdym razem, gdy muszę napisać coś o książce Jeremy’ego Clarksona, staram się być oryginalna. Nigdy mi nie wychodzi, więc tym razem nie będę nawet próbować. Schemat właściwie od lat jest ten sam – co jakiś czas na rynku pojawia się książka, będąca zbiorem felietonów, napisanych przez Clarksona. Autor opisuje w nich wrażenia z użytkowania samochodów, które testował.
Rzecz w tym, że chociaż jakiś wariat dał mi prawo jazdy, nie mam o motoryzacji bladego pojęcia, do czego przyznaję się publicznie od wielu lat. Kiedy słyszę o ilości koni mechanicznych, momencie obrotowym, turbosprężarkach i dyferencjałach, mój mózg włącza blokadę, co uniemożliwia mi zrozumienie czegokolwiek. Równie abstrakcyjnie brzmi dla mnie określenie „komfort jazdy”, ponieważ takowy odczuwam jedynie siedząc na fotelu pasażera. Próbę posadzenia mnie za kierownicą auta można właściwie porównać do próby wywołania katastrofy w ruchu lądowym, więc od lat nikt (włącznie ze mną) tego nie próbuje.
Cóż więc takiego ma w sobie Clarkson, że z przyjemnością sięgam po jego książki? Cóż… Ma swój własny, niepowtarzalny styl. Jest doskonałym obserwatorem, a swoje uwagi na temat tzw. spraw bieżących umiejętnie wplata w felietony o motoryzacji. No dobrze, powiedzmy to wprost, opisy aut to najnudniejsze fragmenty jego artykułów. Znacznie ciekawsze są opowieści o grze Call of Duty, o oczekiwaniach wobec ministra transportu lub… o tym, jak to jest być Jeremym Clarksonem.
Ten facet ma cięty język i poprawność polityczną w głębokim poważaniu. W głębokim poważaniu zdaje się mieć również koncerny motoryzacyjne, bo w swoich recenzjach potrafi skrytykować wszystkich i wszystko. Jest straszny, ale ludzie go kochają. Za co? Za to, że jest jakiś – wyrazisty, charakterystyczny i nie boi się powiedzieć tego, co myśli połowa Brytyjczyków (ale nigdy nie odważą się głośno do tego przyznać).
Tak więc… Czy wiem więcej o samochodach po przeczytaniu tej książki? Nie. Czy któreś z opisywanych aut mnie zachwyciło? Żadne. Czy zaczęłam rozumieć język mechaników samochodowych i dziennikarzy motoryzacyjnych? Nic z tego. Po co więc czytać „cegłę”, mającą ponad 650 stron? Bo każdemu się należy solidna porcja dobrego humoru.
Wydawca o książce:
Co może pójść nie tak? to najnowsza książka Jeremy’ego Clarksona, najsłynniejszego dziennikarza motoryzacyjnego i autora bestsellerowego cyklu Świat według Clarksona.
Tym razem Clarkson pisze o samochodach, a tego chyba nikt nie potrafi robić lepiej. Podczas gdy większość kolegów z branży koncentruje się na osiągach, komforcie i cenie opisywanych aut, Jeremy skupia się na ważniejszych kwestiach:
- inwazji na Francję
- faunie i florze Australii
- oraz niechęci do częstowania swoim gości ginem z tonikiem.
Clarkson dobitnie wyjaśnia, dlaczego Dania to najlepsze miejsce na świecie oraz co zaślepki na desce rozdzielczej mówią o naszym statusie społecznym. Uzbrojony jedynie w ciekawość, entuzjazm i parę porządnych dżinsów, nie bacząc na przepisy BHP i nie troszcząc się o normy poprawności politycznej, Jeremy brawurowo przemierza świat w poszukiwaniu odpowiedzi na zagwozdki i problemy codzienności. Z Clarksonem w roli przewodnika wypada nam zadać tylko jedno pytanie: co może pójść nie tak?
Autor: Jeremy Clarkson
Tytuł: Co może pójść nie tak?
Wydawca: Insignis Media
Rok wydania: 2015
Tytuł oryginału: What Could Possibly Go Wrong?
Przekład: Michał Strąkow
Oprawa: miękka
Ilość stron: 664
ISBN: 978-83-65315-07-6