Ta podróż była mi potrzebna. Bardzo. Nie tylko ze względu na fizyczne zmęczenie, które dopadało mnie falami na przestrzeni ostatnich miesięcy, ale też po to, by „poukładać się ze sobą”.
Przed tym urlopem byłam kłębkiem nerwów. Spontanicznie wybrany kierunek – Słowenia – do tej pory funkcjonowała w moim umyśle jako biała plama. Przerażała mnie wielogodzinna podróż samochodem, towarzyszyło mi przeświadczenie, że z jakiegoś powodu ten, na szybko sklecony plan, nie wypali. Z tyłu głowy kołatało się wspomnienie czerwcowego, tygodniowego urlopu, gdy nie byłam w stanie przestać myśleć o pracy…
Od miesięcy nie mogłam znaleźć dla siebie miejsca. Czułam zmęczenie i niepokój. Szukałam alternatywnych dróg, nie zdając sobie sprawy, że problem nie leży na zewnątrz, ale we mnie. Nawet nie zauważyłam kiedy stworzyłam sobie w głowie wyobrażenie tego, jak powinno wyglądać moje życie i droga do osiągnięcia tego celu. Stopniowo, podporządkowywałam tej wizji każdą aktywność i każdą decyzję, rezygnując nieraz z rzeczy, które sprawiały mi radość, a fakt, że podejmowane działania nie przynosiły oczekiwanych efektów, wywoływał frustrację.
Zapętliłam się w biegu po „lepiej” i „więcej”, nie dostrzegając możliwości, które mam na wyciągnięcie ręki. Pozwoliłam, by moje poczucie szczęścia uzależnione było m.in. od postaw innych ludzi, uwarunkowań rynku pracy, czynników finansowych itp. Dostrzegłam w końcu jak bardzo boję się utraty kontroli, jak przeraża mnie nieznane i jak wiele ten strach mi odbiera.
A życie toczy się tu i teraz. Czas biegnie. Przegapione okazje nie wrócą. Nie da się wszystkiego zaplanować. Zmiana jest jedyną stałą, a kurczowe trzymanie się planu i brak miejsca na spontaniczność może odebrać nam szansę na doświadczenie nowego, na odkrycie innej, nieznanej ścieżki, podążanie którą przyniosłoby nam radość, satysfakcję, poczucie spełnienia i szczęście.
Dzięki tej podróży zrozumiałam jak wiele mam, pozwoliła mi dostrzec potencjał w tym, co robię i zacząć korzystać z dostępnych narzędzi zamiast rozpaczliwie szukać możliwości gdzie indziej. Zmiana perspektywy sprawiła, że zobaczyłam szerzej, więcej, pełniej. Nowe miejsca i ludzie stanowili żywy dowód, że można żyć inaczej, cieszyć się codziennością, smakować każdą chwilę, zachwycać się wciąż na nowo otaczającym światem. Że szczęście jest w czasie teraźniejszym – nie przeszłym ani przyszłym, że nie pojawia się w cudowny sposób po spełnieniu określonych warunków.
Ta podróż była mi potrzebna. By „poukładać się ze sobą”, wyciszyć się, odnaleźć spokój. By spojrzeć na siebie z innej perspektywy, odkryć nieznane możliwości, posmakować nowego, ponownie rozbudzić w sobie apetyt na życie i poczuć wdzięczność.