To był spontaniczny wyjazd. Trzy magiczne, zimowe dni w Kazimierzu Dolnym i trzy wizyty w trzech niezwykłych miejscach. Prawdziwa gratka dla miłośników historii, podróży i… fotografów (nie tylko) amatorów.
Kazimierz Dolny
Do Kazimierza zawitaliśmy już w czwartek wieczorem – niemal puste miasteczko wydało mi się znacznie bardziej przyjazne niż w sezonie letnim, gdy oblegane jest przez tłumy turystów. To właśnie tutaj postanowiliśmy ulokować naszą bazę wypadową na kolejne trzy dni.
Zarezerwowaliśmy pokój w Willi Agnieszka, położonej przy uroczej ulicy Krakowskiej , ok. 500 m od kazimierskiego rynku – wystarczająco daleko by uniknąć turystycznego zgiełku i wystarczająco blisko, by niespiesznym krokiem przespacerować się do centrum miejscowości. A przespacerować się warto. Otoczony zabytkowymi kamienicami plac z charakterystyczną studnią na środku zachwyca o każdej porze roku. Uwagę przykuwają zwłaszcza dwie, stojące obok siebie, bogato zdobione kamienice Przybyłów. Godna zauważenia jest także uboższa w zdobienia, o znacznie „cięższej” bryle, barokowa Kamienica Gdańska.
Na rynku i w jego pobliżu sporo jest niewielkich, uroczych knajpek. My szybko znaleźliśmy swoje miejsce w restauracji „Podcienia”. Przytulne wnętrze zdobi tryptyk – obrazy dwóch kobiet i pary, spacerujących w deszczu, autorstwa Tadeusza Abraszka. Każdy z nich przyciąga wzrok wyróżniającą się na tle szarości plamą czerwieni. Do tego pyszny pstrąg pieczony z warzywami, obłędne gruzińskie wino i znakomita obsługa.
W piątek, mimo mrozu, zdecydowaliśmy się na spacer uliczkami Kazimierza i zwiedzenie zespołu zamkowego. Średniowieczna budowla położona jest na wzniesieniu. Powstała w drugiej połowie XIV wieku z fundacji Kazimierza Wielkiego. Zamek zmieniał swoje przeznaczenie na przestrzeni wieków, był odbudowywany i przebudowywany. Dziś zabezpieczone ruiny udostępniane są turystom. W podziemiach znajduje się wystawa, prezentująca m. in. przedmioty znalezione podczas prac archeologicznych czy współczesną, komiksową wersję legendy o Kazimierzu i Esterce.
Tuż obok zamku, znajduje się baszta. Warto wspiąć się na szczyt wieży, by obejrzeć piękną panoramę miasta i wijącą się wśród lasów i pagórków Wisłę. Choć mroźny wiatr nas nie oszczędzał, zziębnięci, ale uśmiechnięci łowiliśmy kolejne kadry.
Rozgrzani gorącą herbatą i ciepłym posiłkiem, wspięliśmy się na Górę Trzech Krzyży – idealne miejsce, by raz jeszcze spojrzeć na Kazimierz Dolny w blasku zachodzącego słońca. Choć nie brak tam spacerujących, zakochanych par, trzy krzyże ustawione na szczycie wzniesienia przypominają o całkiem nieromantycznej historii tego miejsca – miały one upamiętniać ofiary, szalejącej na tych terenach cholery. Miejsce to nazywane jest także Górą Krzyżową, ze względu na skojarzenia z Golgotą.
Janowiec i Wąwóz Korzeniowy
Sobotę rozpoczęliśmy od śniadania i sporządzenia planu dnia. Głównym punktem programu było zwiedzanie zamku w Janowcu, będącego oddziałem Muzeum Nadwiślańskiego w Kazimierzu Dolnym.
W sezonie letnim łatwo się tam dostać promem przez Wisłę wprost z Kazimierza – to zaledwie ok. 5,5 km. Sam zamek, wznoszący się na wzgórzu, jest widoczny z nadwiślańskiego brzegu nieopodal miasteczka. Niestety, ponieważ nabraliśmy ochoty na podróżowanie w lutym, o promie mogliśmy jedynie pomarzyć. Musieliśmy pokonać trasę do Janowca w znacznie bardziej prozaiczny sposób, czyli… autem – ok. 30 km.
Nieopodal zamku znajduje się niewielki parking, jeśli więc nie trafimy akurat na falę turystów (a w lutym nie trafimy) spokojnie znajdziemy wolne miejsce. Zaopatrzeni w aparaty fotograficzne ruszyliśmy przez drewniany most-kładkę wprost do pasiastego budynku.
Zamek powstał na początku XVI w. Był siedzibą rodów magnackich. Na przestrzeni lat, podobnie jak w przypadku zamku w Kazimierzu Dolnym, zmieniało się jego przeznaczenie i wygląd. O historii tego obiektu, jego właścicielach i kolejnych etapach przebudowy opowiada ekspozycja, którą można zobaczyć w tzw. Domu Północnym, dobudowanym w I poł. XVII w.
Największym zainteresowaniem wśród turystów cieszą się jednak kilkupoziomowe zamkowe krużganki, z których roztacza się widok na dziedziniec zamkowy i Dolinę Wisły.
Królową polskich rzek oraz Kazimierz Dolny można też oglądać z położonego w pobliżu punktu widokowego Manes.
Będąc w Janowcu nie sposób nie zajrzeć do umieszczonego na terenie przyzamkowego ogrodu, Dworu z Moniak. To także obiekt należ żacy do Muzeum Nadwiślańskiego. Wybudowany został w latach 1760-1770 we wsi Moniaki na Lubelszczyźnie, do Janowca przeniesiony w latach 1978-1985. W jego wnętrzu znajduje się wystawa stała wnętrz domu ziemiańskiego z drugiej połowy XVIII w. Mnie oczywiście zachwyciła biblioteka oraz pokój pana domu z pięknym biurkiem i zawieszoną przy drzwiach strzelbą.
Tuż obok dworu swoje miejsce znalazły: XIX-wieczna stodoła z okolic Kazimierza Dolnego, XIX-wieczny spichlerz z Podlodowa nad Wieprzem oraz pochodzący z przełomu XIX i XX w. lamus.
W drodze powrotnej do Kazimierza zwiedziliśmy Wąwóz Korzeniowy. To miejsce magiczne i jedna z największych atrakcji turystycznych tych terenów. Przechadzając się dnem wąwozu, podziwialiśmy wysokie na kilka metrów, pionowe ściany, odsłaniające niezwykłe, powykręcane formy pni i korzeni drzew. Rozczarowani byliśmy jedynie długością Korzeniowego Dołu – ok. 500 m. Wchodząc miałam wrażenie, że przenieśliśmy się do innego świata – poczułam żal, że tak gwałtownie muszę wrócić do rzeczywistości.
Lublin
W niedzielę pożegnaliśmy Kazimierz i ruszyliśmy w kierunku Lublina. Na początek zaserwowaliśmy sobie spacer po Starym Mieście. Wąskie uliczki wraz ze stojącymi przy nich kamienicami tworzą iście filmową scenerię. Niemal każdy zakątek godzien jest sfotografowania, a odkopane fundamenty kościoła farnego pod wezwaniem św. Michała Archanioła, fragmenty murów miejskich czy archikatedra przypominają o bogatej historii tego miejsca. Musi je odwiedzić każdy miłośnik pięknej architektury.
Już poza granicami dawnych murów miejskich, ale wciąż w dzielnicy Stare Miasto znajduje się zamek wraz z Kaplicą Trójcy Świętej będącą jednym z najcenniejszych zabytków sztuki średniowiecznej w Polsce i Europie.
Zwiedzenie całego kompleksu (zamek, wieża, kaplica) zajęło nam około trzech godzin. Zaczęliśmy od tzw. donżonu, czyli wieży łączącej w sobie funkcje mieszkalne i obronne. Ta przy lubelskim zamku została wzniesiona w XII bądź XIII wieku. Posiada cztery kondygnacje, a grubość jej murów w dolnej części przekracza 3,5 m. Wewnątrz przygotowana została wystawa, poświęcona historii wieży – często tragicznej, bo pełniła funkcję więzienia. Niesamowite wrażenie robią zapiski osadzonych w niej oraz straconych na terenie zamku osób, zwłaszcza gdy mowa o nie tak znowu odległych czasach II wojny światowej oraz okresie powojennym.
Jeśli miałabym wskazać miejsce, które zachwyciło mnie podczas tej wyprawy, byłaby to Kaplica Trójcy Świętej. Powstała w II poł. XIV w. Jej sklepienie oraz ściany pokryte są przepięknymi malowidłami, wykonanymi na zlecenie króla Władysława Jagiełły. Te rysunki wydały mi się w jakiś sposób bliskie, bo przywodziły na myśl freski i obrazy, pokrywające i wypełniające wnętrza podlaskich cerkwi. Nic zresztą dziwnego, o stworzenie malowideł Jagiełło poprosił na pocz. XV wieku malarzy ruskich, pod kierunkiem niejakiego mistrza Andrzeja. Każdy element ma swoje znaczenie i został umieszczony w nieprzypadkowym miejscu, bowiem kościół odzwierciedlać miał stworzony przez Boga kosmos. Przyglądając się uważnie, dostrzeżemy hierarchiczny układ malowideł. Odnajdziemy sceny z życia Marii i Jezusa, cały poczet aniołów oraz dwanaście najważniejszych świąt w roku liturgicznym. Prace nad renowacją polichromii trwały od 1917 roku. Udostępniono je zwiedzającym w 1997 roku.
Uwaga! Wejście do kaplicy możliwe jest o określonych godzinach. Jednocześnie w kaplicy może przebywać maksymalnie 30 osób, a czas zwiedzania wynosi 30 min.
Na terenie zamku udostępniane są wystawy zarówno stałe, jak i czasowe. Największe wrażenie zrobiły na nas: ekspozycja archeologiczna „Śladami przeszłości. Najdawniejsze dzieje Ziemi Lubelskiej” wzbogacona o filmy oraz rekonstrukcje grobowca czy domostwa, wystawa numizmatyczna „Monety i medale na ziemiach polskich X- XX w.”, ekspozycja „Sztuka ludowa regionu lubelskiego”, gdzie zobaczyć można piękne stroje ludowe oraz „Malarstwo cerkiewne”, ukazujące ikony i obrazy cerkiewne, pochodzące z prawosławnych i unickich świątyń Lubelszczyzny.
To istny raj dla miłośników kultury i historii, a przekrój tematyczny prezentowanych wystaw jest na tyle duży, że każdy znajdzie tu coś dla siebie. My daliśmy się zaprosić w niezwykłą podróż w przeszłość i… przepadliśmy na kilka godzin.
Nie wiem czy wiecie, ale zwiedzanie i niskie temperatury zaostrzają apetyt, tak więc prosto z zamku udaliśmy się na poszukiwanie… obiadu. Po sutym posiłku, zafundowaliśmy sobie jeszcze krótki spacer – okazało się, że Lublin także po zmroku wygląda pięknie.
Droga powrotna do Białegostoku upłynęła nam w dziwnej… ciszy. Każde z nas zajęte było planowaniem kolejnej podróży 😉