Całkiem przyzwoity (scen erotycznych właściwie nie było) i mocno wciągający horror Zygmunta Miłoszewskiego to propozycja na każdą porę roku. To rzecz do czytania w każdym miejscu i o każdej godzinie, pod warunkiem, że macie wystarczająco dużo czasu, by lekturę zakończyć, zanim spóźnicie się do pracy, na spotkanie z przyjacielem albo randkę.
Rzecz dzieje się w bloku na Bródnie. Okazuje się, że lokatorzy nie mogą się wydostać z budynku ani skontaktować ze światem zewnętrznym. Co gorsza, popadają w apatię, śnią im się koszmary tak straszne, że robią wszystko, by nie zasnąć. Troje bohaterów – dziennikarz Wiktor, nastolatek – Kamil i nowa lokatorka przybyła z tzw. prowincji , młoda mężatka – Agnieszka zaczynają wspólnie szukać wyjaśnienia zaistniałej sytuacji. Trop prowadzi ich do tajemniczego lokatora, inwalidy, który od lat nie opuszczał murów budynku i sporo wie o przeszłości tego miejsca. To właśnie w wydarzeniach sprzed lat tkwi rozwiązanie zagadki „bloku, który się zamknął”, ale czy jest jakakolwiek szansa na ratunek? Tego nie zdradzę…
Ta historia naprawdę wciąga, choć nie jest wolna od elementów rażąco nieprawdopodobnych jak chociażby dziwna, czarna substancja, oblepiająca ściany czy tajemnicze głosy, wywołujące w bohaterach przemianę (są gotowi zabijać). Po mistrzowsku za to zbudował Miłoszewski, występujące w powieści, postaci. To cały wachlarz osobowości, będący jednocześnie uproszczonym schematem polskiego społeczeństwa. Niestety, schematem uwypuklającym to, co w owym społeczeństwie najgorsze. I tak mamy dziennikarza-alkoholika, niegdyś za wszelką cenę szukającego sensacji, starą pannę-dewotkę, miewającą gorszące myśli na temat swoich relacji z księdzem, dla której największą karą jest opieka nad chorą matką, jest były wuefista – zboczeniec, nieporadny artysta-malarz przepełniony egoizmem (sztuka jest najważniejsza), jest też ojciec wspomnianego już Kamila – srogi rodzic, stosujący ciekawe metody wychowawcze, nie mający czasu i ochoty na normalną rozmowę z synem. To bohaterowie są najmocniejszym elementem powieści „Domofon”. Zamknięcie i siły zła, czające się w mrokach bródnowskiego bloku, wydobywają z nich to, co w nich najgorsze, ale też ujawniają ich najgłębiej skrywane lęki i niemoc wobec, obezwładniającego umysły, strachu.
Jedyne co mnie rozczarowało, to mocno ograniczona rola Olega Kuzniecowa – policjanta, badającego sprawę śmierci (trup bez głowy) mężczyzny, którego zwłoki znaleziono w niezwykłym bloku. Prawdę powiedziawszy, wygląda to jak urwany wątek, jakby autor nie miał pomysłu na dalszą „aktywność” policji w tej sprawie, bo jeśli chciał podkreślić, że niczego nie znaleziono i nie ma podstaw do kontynuowania śledztwa, mógł tę informację zawrzeć w jednym zdaniu (no dobra – akapicie).
Niemniej jednak… Zygmunt Miłoszewski nieraz już pokazał na co go stać literacko. Seria z prokuratorem Szackim podbiła serca czytelników. Jeśli nie czytaliście wcześniej „Domofonu”, wiedzcie, że nie rozczarowuje, nawet jeśli można mieć do tej książki pewne zastrzeżenia i tak ostatecznie Miłoszewski oczarowuje. Mnie po raz kolejny.
Wydawca o książce:
Nawiedzony blok z wielkiej płyty na Bródnie. Na zalanej krwią klatce schodowej leży człowiek bez głowy. Groza narasta, bezradni mieszkańcy, którzy nie mogą wydostać się z bloku, słyszą niepokojące głosy i doświadczają dziwnych halucynacji. Pojawiają się tajemnicze postaci. Zemsta historii? Czy to się dzieje naprawdę?
Tytuł: Domofon
Auto: Zygmunt Miłoszewski
Wydawnictwo: w.a.b./Grupa Wydawnicza Foksal
Ilość stron: 383
Oprawa: miękka
Wydanie: pierwsze kieszonkowe/Warszawa 2014
ISBN: 978-83-280-1552-4
Foto: okiem wariata/justyna sawczuk
Tagi: horror, Zygmunt Miłoszewski, domofon, współczesna literatura polska