Rzadko chodzę do kina, ponieważ większość filmów mnie nudzi i nuży. Czasami zdarzają mi się jednak zachcianki w rodzaju „obejrzałabym coś”. W praktyce oznacza to mniej więcej: „jestem zmęczona, nie dam rady czytać, uzupełnię moją skromną wiedzę na temat kinematografii”. Niestety, niemal zawsze kończy się tak samo – zamiast światowych arcydzieł jest komedia romantyczna, kryminał lub melodramat.
Ostatnio na moim celowniku jest brytyjska rodzina królewska. Widziałam fragment reportażu, którego bohaterem był książę Karol – historia mnie zainteresowała i od tego czasu coraz częściej łapię się na tym, że w wolnej chwili wyszukuję informacje na temat brytyjskiej monarchii. Tak trafiłam na film „Diana” w reż. Olivera Hirschbiegela.
Początkowo sądziłam, że to film biograficzny, szybko jednak okazało się, że to połączenie romansu i dramatu. „Diana” to opowieść o ostatnich latach życia księżnej, a właściwie o bardzo wąskim wycinku jej życia – relacji z kardiochirurgiem, dr Khanem. Nie znajdziemy tu opisu związku z księciem Karolem, dziećmi czy relacji na linii Diana – Buckingham Palace. Nie ma tu opisu stanów depresyjnych księżnej, prób samobójczych, bulimii – jest zaledwie wzmianka o samookaleczeniach, do których Diana przyznała się podczas wywiadu telewizyjnego. Jest za to historia kobiety, którą kochały miliony, a mimo to była przerażająco samotna.
Diana w filmie to ciepła i czuła istota, poprzez działalność charytatywną, przejawiająca troskę o los dzieci, chorych , ubogich, ofiar wojny i potrzebujących. Zakochana w lekarzu, który widział w niej nie księżną, ale kobietę, walczyła o tę miłość ze wszystkich sił.
Jeśli jednak liczycie na kolejny nieskazitelny obraz „królowej ludzkich serc” – rozczarujecie się. Główna bohaterka, grana przez Naomi Watts, to kobieta żyjąca w niemal całkowitym oderwaniu od rzeczywistości, nie do końca świadoma jak wygląda życie poza pałacem, nieco naiwna, marząca o normalności, ale nie biorąca pod uwagę ograniczeń, jakie narzuca jej bycie osobą publiczną.
Po śmierci księżnej, winą za wypadek, w którym zginęła, częściowo obarczono śledzących każdy jej ruch paparazzich. Tymczasem w filmie Diana jawi się jako sprytna manipulatorka – choć jest zmęczona rolą celebrytki, potrafi wykorzystać media dla swoich własnych celów, np. by wzbudzić zazdrość w ukochanym.
Naomi Watts jako Diana nie powaliła mnie, ale też daleka jestem od krytyki (choć została nominowana za tę rolę do nagrody Złotej Maliny jako najgorsza aktorka). Zagrała po prostu… poprawnie.
Choć film zebrał sporo niepochlebnych opinii, wydaje mi się, że był rozczarowujący przede wszystkim dla tych, którzy oczekiwali biografii Lady Di. Sama żałuję, że postać jednej z najpopularniejszych kobiet XX wieku, została ukazana tak płytko i jednostronnie. Z drugiej strony obejrzałam „Dianę” może bez zachwytu, ale z zainteresowaniem. Dzieło sztuki to nie jest, ale rolę przerywnika w codziennej bieganinie, film spełnił całkiem nieźle.
Tytuł: Diana
Reżyseria: Oliver Hirschbiegel
Scenariusz: Stephen Jeffreys
Premiera: 2013 rok
Występują: Naomi Watts, Naveen Andrews, Dauglas Hodge, Cas Anvar, Juliet Stevenson I inni.
plakat: materiały dystrybutora/ źródło: WWW.filmweb.pl (http://www.filmweb.pl/film/Diana-2013-639844)