Czuję się zmęczona szarością i brakiem słońca. Tęsknię już za zielenią, światłem i ciepłem. I pomyśleć, że lata temu wiosna stanowiła dla mnie pewien problem – to był czas odkrywania ciała i pokazywania nóg. A jak ktoś ma „zapałki” zamiast nóg, to nie bardzo jest co pokazywać, a nawet wstyd. Od tego czasu moje nogi nie stały się grubsze, po prostu poznałam znaczenie słowa „samoakceptacja”.
Mam kompleksy. Jak niemal każdy. Niedoskonałości cery, krzywe zęby, zmarszczki, wystające obojczyki, chude nogi i co tam jeszcze akurat tego dnia zauważę. Już dawno pogodziłam się z faktem, że idealnie nigdy nie będzie, bo ideałów nie ma. Nie mam zamiaru walczyć z wiatrakami, próbując zmienić niezmienialne, a ingerencji medycyny estetycznej nigdy nawet nie brałam pod uwagę. Cóż więc pozostaje? Zaakceptować obecny stan rzeczy.
Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić. Nie pomagają media i instagramowe filtry, choć trzeba przyznać, że w kampaniach reklamowych i na wybiegach, coraz częściej pojawiają się osoby odbiegające wyglądem od tego, co przez lata uważane było za obowiązujący kanon piękna – modelki XXL, osoby cierpiące na bielactwo, seniorzy. To cieszy, bo daje nadzieję na większą społeczną akceptację niedoskonałości i różnorodności.
Ja sama przez lata zmagałam się z „syndromem zapałki”, ukrywając chudość moich nóg. Ten kompleks nie rozpłynął się w cudowny sposób, ale wraz z upływem lat przyszła świadomość, że wygląd mnie nie definiuje, a ograniczenia które sobie narzuciłam (zero szortów czy spódniczek mini, zero pokazywania się w stroju kąpielowym) nie pozwalają mi w pełni cieszyć się życiem.
Tak więc mam dziś dla Was outfit z kraciastą spódniczką mini. Ten kobiecy element zrównoważyłam grafitową, melanżową, sportową bluzą i szarą zimową kurtką typu parka. Co prawda marzy mi się już wiosna, ale póki co moje czarne, grube legginsy są stale w użyciu. Podobnie jak szara czapka, czarny wełniany szalik i szare, skórzane rękawiczki.
Spódnice mini lubię łączyć z butami na płaskiej podeszwie, również tymi cięższymi, nadającymi całości nieco rockowego charakteru – tym razem wybrałam czarne, wiązane kozaki przed kolano. Mini w zestawieniu ze szpilkami czy obcasami wydaje mi się zbyt wyzywająca, właściwie akceptuję takie zestawienie jedynie w przypadku jakiegoś uroczystego wyjścia, ale też pod warunkiem, że góra stroju będzie zabudowana.
Całość uzupełniłam czarną, półokrągłą torebką średniej wielkości i kolczykami, których intensywna, czerwona barwa nawiązuje do koloru kraty na spódnicy.
Ciekawa jestem jakie macie podejście do kompleksów – czy wpływają na Wasze życie, czy opracowaliście jakiś skuteczny sposób radzenia sobie z nimi. Dajcie znać.
Trzymajcie się ciepło, bawcie się modą i kupujcie mądrze.
Fot. Andrzej Androsiuk