Ktoś musi kupować te książki, skoro ktoś inny z uporem maniaka je pisze i wydaje. Z przerażeniem odkryłam w mojej szafce zaległych lektur kolejną część „Assassin’s Creed” i niestety, przerażenie było tu jak najbardziej właściwym uczuciem. Zanim jednak postaram się przedstawić uzasadnienie tegoż uczucia, słów kilka o czym jest ta książka.
Poprzednie cztery części przyzwyczaiły czytelników do obcowania z bohaterami należącymi do zakonu asasynów. Tym razem jest inaczej. Głównego bohatera Haythama Kenwaya poznajemy jako małego chłopca, który przeżywa napaść na rodzinny dom. W wyniku tejże napaści ojciec Haythama ginie, jego siostra zostaje uprowadzona, matka pogrąża się w żałobie, a on sam trafia pod opiekę przyjaciela rodziny, który szkoli go na członka zakonu… templariuszy. Cała powieść „Porzuceni” to historia życia Haythama, to on sam opowiada o swoich losach, które czytelnik poznaje poprzez opatrzone datą wpisy do pamiętnika. I tu zaczynają się schodki… Już samo przyjęcie takiej formy, wskazywałoby na potrzebę stylistycznego zróżnicowania wpisów z różnych etapów życia głównego bohatera. Inaczej przecież pisze 10-letnie dziecko, a inaczej dojrzały mężczyzna – nic z tego, Haytham pisze przez całe życie tak samo.
Poszczególne części powieści ( a jest ich cztery + epilog) dzieli zazwyczaj okres kilku lub nawet kilkunastu lat. Już w II części Haytham Kenway jawi nam się jako młodzieniec, żądny zemsty czy też sprawiedliwości, z zapałem tropiący zabójców swojego ojca. Tradycji widocznie musiało stać się zadość, bo i tym razem tekst opływa krwią osób ginących z rąk głównego bohatera i jego kompanów. Ten stan rzeczy utrzymuje się już do końca opowieści, co po poprzednich częściach już nawet nie dziwi, ale trzeba przyznać, że w powieści „Porzuceni” osiągnięto poziom zaiste mistrzowski, jeśli chodzi o ilość BEZMYŚLNYCH, NICZYM NIEUZASADNIONYCH morderstw.
Tradycyjnie również pojawia się w powieści postać historyczna, tak jak niegdyś był to Leonardo da Vinci, tak tym razem jest to Jerzy Waszyngton. O ile jednak Leonardo rzeczywiście odegrał istotną rolę, o tyle Waszyngton jest jak cień, pojawia się raczej jako element tła i niewiele to pojawienie się wnosi do historii Haythama Kenwaya.
W tej powieści są jednak co najmniej dwa ciekawe wątki: lojalność Haythama wobec templariuszy, mimo coraz większych wątpliwości dotyczących sposobu ich działania i wyznawanych zasad oraz relacja głównego bohatera z synem, który został asasynem. Oba potraktowane raczej pobieżnie i płytko, a szkoda, bo miałyby szansę nadać tej całej historii jakiś sens, uplastycznić postać głównego bohatera, sprawić, że byłby bardziej ludzki, prawdziwy, przekonujący.
Podsumowując – jedna z najgorszych książek, jakie kiedykolwiek czytałam. Bezsensowna, bezmyślna jatka opisana na ponad 440 stronach.
Wydawca o książce:
Jestem doskonałym szermierzem. Zadaję śmierć z wrodzoną zręcznością. Nie czerpię z tego przyjemności. Po prostu jestem w tym dobry.
Londyn, rok 1735. Haythama Kenwaya szkolono w posługiwaniu się mieczem, odkąd tylko był w stanie go unieść. Kiedy do jego rodzinnego domu wdzierają się uzbrojeni napastnicy, mordując mu ojca i uprowadzając siostrę, Haytham broni go w jedyny znany sobie sposób: zabija.
Straciwszy rodzinę trafia pod opiekę tajemniczego nauczyciela, który szkoli go na śmiertelnie groźnego zabójcę. Pałający żądzą zemsty Haytham rusza szukać winnych, nie ufając nikomu i kwestionując wszystko, co dotąd mu wpojono.
Pośród spisków i zdrad zostaje wciągnięty w odwieczne zmagania między asasynami i templariuszami.
Na podstawie bestsellerowej serii Assassin’s Creed firmy Ubisoft.
Tytuł: Assassin’s Creed: Porzuceni
Autor: Oliver Bowden
Przekład: Przemysław Bieliński
Tytuł oryginału: Assassin’s Creed: Forsaken
Wydawnictwo: Insignis Media
Rok wydania: 2013
ISBN: 978-83-63944-14-8