Zawsze zadziwia mnie, gdy książki, których fabuła wydaje się być zupełnie nieprawdopodobna, mówią więcej o człowieku i człowieczeństwie niż niejeden reportaż. Tak właśnie jest w przypadku „Mrówańczy” Rusłana Mielnikowa.
To już kolejna publikacja w ramach projektu „Uniwersum Metro 2033”, utworzonego przez Dmitrija Glukhovsky’ego. Książki pisarza-założyciela mnie intrygowały, trylogia Andrieja Diakowa („Do światła”, „W mrok”, „Za horyzont”) – zafascynowała, ale „Mrówańcza” po prostu mnie urzekła.
Tym, którzy nie znają powieści z serii „Uniwersum Metro 2033” wyjaśnię, że rzecz się dzieje w postapokaliptycznym świecie. Wywołana przez ludzi Wojna, doprowadziła do skażenia i zmusiła ludzkość do zejścia pod ziemię. Schronienie znalazł człowiek w tunelach metra, w różnych częściach świata. Sam świat natomiast, w znanej nam postaci, przestał istnieć. Rośliny, zwierzęta, a nieraz ludzie zmieniali się w przerażające mutanty.
Ci, którym udało się schronić przed kataklizmem, zasiedlali kolejne stacje metra, tworząc coś na kształt podziemnych miast. Na powierzchnię wychodzili nieliczni zwani stalkerami – ci znosili do podziemi to, co można było jeszcze wykorzystać.
Żyjący w strachu przed promieniowaniem i mutantami ludzie, mieli jeden, poważny problem – nie umieli się zjednoczyć. Niemal każda stacja, w każdym metrze, w każdym z opisywanych w ramach projektu, mieście stanowiła pewien odrębny twór, z własnym dowódcą i armią. Co prawda przedsiębiorczy człowiek umiał zadbać o rozwój handlu, a nawet zorganizować coś na kształt życia kulturalnego, ale w obliczu niebezpieczeństwa poszczególne stacje dbały przede wszystkim o własne interesy. Paradoksalnie, Wojna niczego ludzi nie nauczyła, a wzorce z powierzchni przeniesione zostały do metra. Była walka o władzę, pragnienie bogactwa, niewolnictwo i slumsy, ale co gorsza… zanikała zdolność współczucia i empatii.
W takich okolicznościach dzieją się wszystkie powieści z serii i w takich również umieszcza swoich bohaterów Rusłan Mielnikow. Tym razem akcja rozgrywa się w Rostowie nad Donem. Głównym bohaterem jest Ilja Magin zwany Magiem – jedyny mieszkaniec opustoszałej stacji Port Lotniczy. Jedyny, który chciał i musiał tam zostać, bowiem to właśnie na tej stacji pochowana jest rodzina Maga – żona Oleńka i synek Sieriożka, którzy zginęli podczas ataku mutantów. Sensem życia Ilji staje się zemsta, stalker co jakiś czas wychodzi na powierzchnię, by zabić jak największą ilość mutantów. Podczas jednej z takich wypraw dostrzega jednak pewną zmianę – lotnisko, dotąd zasiedlone przez paskudne stwory jest puste, podobnie – ulice. Wyjaśnienie może być tylko jedno – mutanty coś wystraszyło. Rozwiązanie zagadki „pojawia się” niebawem – mrówańcza. Połączenie mrówek i szarańczy – owady wielkości człowieka, wszystkożerne i bezlitosne. Jak długo zdołają się przed nimi bronić, zamieszkujący podziemia ludzie?
Chociaż brzmi to wszystko niewiarygodnie, obraz ludzkości, jaki przedstawia Mielnikow pozostaje do bólu znajomy. W obliczu zagłady zwycięża instynkt, pojedyncza śmierć przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie, strach paraliżuje i zamraża inne uczucia, na oczach czytelnika dokonuje się upadek człowieczeństwa. O jakichkolwiek wartościach zdaje się pamiętać jedynie szaleniec Gapcio, z uporem maniaka przepowiadający kres ludzkości i boską karę. I właśnie w tej bezładnej, ludzkiej masie, przepełniony bólem po stracie bliskich i żądny zemsty Mag, rozpoczyna swą niezwykłą podróż ku ocaleniu. I nie mówię tu tylko o fizycznym ocaleniu przed napierającą mrówańczą. Mag, dzięki tej wędrówce, zyskuje znacznie więcej – spokój ducha, poczucie jedności z otaczającymi go ludźmi, a przede wszystkim odkrywa na nowo co znaczy być człowiekiem.
Piękna, poruszająca, skłaniająca do refleksji opowieść, będąca jednocześnie przestrogą. Polecam bardzo.
Wydawca o książce:
„Wrak milionowego miasta, głównego ośrodka obwodu i okręgu, bramy Kaukazu, portu pięciu mórz…” A pod nim nieukończone metro z tymi nielicznymi mieszkańcami, którzy mieli szczęście przetrwać. Szczęście? Ze zmiennym powodzeniem bronią swoich podziemnych enklaw przed agresją nowych gospodarzy zniszczonego świata. Ale oto nadciąga zagrożenie, które zmusza do ucieczki panoszące się na powierzchni stwory, a mieszkańców metra sama jego nazwa przyprawia o dreszcze i rodzi nocne koszmary. Czy to już ostateczny kres ludzi? Czy jest jeszcze jakaś nadzieja? Autor straszy, ale i oczarowuje.
„Ściana płomieni dokonała tego, z czym nie poradził sobie niedokończony kamienny mur – ogromne, szybko rozpalone ognisko skutecznie odcięło mutanty od ludzi. I stało się tak dlatego, że ktoś nie bał się jednym ruchem palca wznieść ścianę ognia i stać się jej częścią. Ktoś spłonął żywcem, dając innym szansę na ocalenie. Choćby maleńką, ale jednak”.
„Kiedy pierwszy raz usłyszałem tytuł Mrówańcza, zapytałem, pewnie podobnie jak i Wy: Co?! A potem przeczytałem książkę i nie miałem żadnych wątpliwości. Dlatego że mimo dziwnego tytułu to mocna i sugestywna powieść. Z pewnością jedna z najlepszych w Uniwersum Metra 2033. Niepodobna do innych. Pasjonująca, a do tego mroczna i liryczna”.
Dmitry Glukhovsky
Autor: Rusłan Mielnikow
Tytuł: „Mrówańcza”
Tłumaczenie: Paweł Podmiotko
Wydawca: Insignis Media
Rok wydania: 2014
Ilość stron: 368
ISBN: 978-83-63944-62-9
Format: 140×210
Okładka: miękka
Gatunek: postapokalipsa