Kobieta w świecie biznesu wciąż jeszcze pełni funkcję podrzędną wobec mężczyzny, wciąż jeszcze potrafi zadziwić fakt, że kobieta jest na kierowniczym stanowisku, a jej niepopularne decyzje bywają złośliwie tłumaczone zespołem napięcia przedmiesiączkowego. To kobiety oskarża się o to, że załatwiają sobie posady przez łóżko. Ciekawe, że przez ponad trzydzieści lat życia, nie słyszałam by ktoś oskarżył o to mężczyznę…
Tymczasem kobieta może być świetnym liderem i doskonale zarządzać zespołem, czego przykłady mam wśród swoich znajomych, ale wciąż musi się starać co najmniej dwa razy bardziej, by jej biznesowi partnerzy – mężczyźni zaczęli ją również traktować jak równorzędnego partnera (zwłaszcza gdy pracuje w branży postrzeganej jako „męska”, np. motoryzacyjnej).
Co prawda każdy podręcznik z zakresu literatury motywacyjnej zaklasyfikuje tę opinię jako myślenie stereotypowe, a każdy trener rozwoju osobistego powie, że sami to sobie wmawiamy i dostosowujemy (podświadomie) rzeczywistość do własnych wyobrażeń, ale… nie do końca się z tym zgodzę. Owszem – jest to stereotyp, a niska samoocena kobiet i przekonanie, że nie byłyby dobrymi szefami to rzeczywiście w wielu przypadkach pochodna wychowania i wpojonych wzorców. Nie łudźmy się – żyjemy w społeczeństwie tradycyjnie patriarchalnym. Tyle, że wspomniani już „motywacyjni literaci” – jak ich nazywam – zdają się zapominać, że owe wzorce są wspólne dla całego społeczeństwa – kobiet i mężczyzn. Nawet jeśli kobieta sama zacznie o siebie walczyć, uwierzy we własne możliwości i umiejętności – nie stawia jej to na równi z mężczyzną w walce o fotel prezesa lub intratny kontrakt. Zmiana sposobu myślenia to proces długotrwały, wymagający ponoć „wymarcia pokolenia” – jak twierdzi klasyk ;-). Pokolenia, które funkcjonowało przez większą część swego życia w zupełnie innej rzeczywistości. Pokolenia, które stereotypowego myślenia nie jest w stanie się wyrzec.
Nie oznacza to jednak, że my – kobiety mamy siedzieć z założonymi rękami i czekać aż wyginą „dinozaury”. Zbyt wielu z nich przekazało swój system wartości i sposób myślenia kolejnemu pokoleniu i tylko kompetentne, aktywne, świadome swojej wartości kobiety mają szansę sprawić, że „płeć piękna” zacznie być traktowana serio.
Nie mam zamiaru ciosać tu kołków na głowie panom – wielu z nich ma dość oleju w głowie, by oceniać kobietę, z którą przyszło im pracować, na podstawie jej wiedzy i umiejętności, a nie długości spódnicy, koloru włosów czy wysokości obcasów (że o rozmiarze biustu nie wspomnę). Nie chcę też wyjść na walczącą feministkę, bo działania, które współcześnie różne środowiska pod szyldem feminizmu uprawiają, uważam za zwyczajnie szkodliwe dla kobiet. Jestem natomiast przekonana, że nie potrzeba żadnej ideologii, by kobieta była pełnowartościowym pracownikiem, prezesem lub partnerem biznesowym. To jej czyny i decyzje zawodowe powinny stanowić o jej wartości. Z drugiej strony nikt mnie nie przekona, że mamy równouprawnienie, dopóki wynagrodzenie za dokładnie tę samą pracę będzie się różniło w zależności od płci, wykonującej ją osoby.
Tak więc drogie Panie – do roboty! Pokażmy, że jesteśmy silne i kreatywne, doskonalmy się, pogłębiajmy wiedzę, by być specjalistkami w wybranej przez nas dziedzinie. Uwierzmy w siebie i zmieniajmy rzeczywistość. Przede wszystkim jednak róbmy to dla siebie, nie dla mężczyzn. Niech naszym atutem i bronią będzie logiczny argument w postaci posiadanych kompetencji, nie fizyczność lub ideologia.
(tekst powstał w 2014 roku)