Ileż w tym filmie poezji, ileż filozofii, ileż rozważań na temat śmierci i sensu ludzkiego istnienia. Ileż tu gwiazd, znanych z czerwonych dywanów i ileż rozczarowań…
Ten film to dla mnie prawdziwa zagadka. W połowie zaczęłam z nudów sprawdzać czy nie dostałam przypadkiem jakiegoś istotnego SMS-a, a na koniec prawie płakałam ze wzruszenia, ale… wszystko po kolei.
Przede wszystkim plus za podjęcie istotnego tematu, z którym nie za bardzo umiemy sobie poradzić. Mówię tu o utracie dziecka, tragedii, którą przeżyły i każdego dnia przeżywają miliony ludzi na całym świecie. Zastanawialiście się kiedyś co dzieje się z rodzicami, gdy śmierć zabiera ich pociechę? Prawdę powiedziawszy nie mówi się o tym zbyt wiele. Skupiamy się na próbach ratowania chorych maluszków – i słusznie, ale nie można zapomnieć o tych, którzy zostają i muszą żyć dalej, choć często nie chcą…
Tak właśnie było w przypadku głównego bohatera „Ukrytego piękna” – Howarda (Will Smith), niegdyś guru branży reklamowej, dziś już tylko pogrążonego w rozpaczy ojca, który stracił ukochaną córkę. Coraz gorszy stan psychiczny Howarda zaczyna wpływać na kondycję jego firmy. Współpracownicy i zarazem przyjaciele mężczyzny: Whit (Edward Norton), Claire (Kate Winslet) oraz Simon (Michael Peña) bezskutecznie próbują wyrwać go z odrętwienia. W końcu zatrudniają panią detektyw, by przyjrzała się poczynaniom ich szefa i znalazła dowody jego niepoczytalności, dzięki czemu będą mogli odebrać mu kierownictwo i uratować, upadającą firmę.
Pani detektyw (Ann Dowd), odkrywa, że Howard pisze listy do Śmierci, Czasu i Miłości. Kobieta przechwytuje korespondencję i wręcza swoim pracodawcom, ci z kolei zatrudniają troje aktorów: Brigitte (Helen Mirren), Amy (Keira Knightley) i Raffiego (Jacob Latimore), by odegrali role adresatów listów Howarda. To ma pomóc mężczyźnie w odnalezieniu sensu życia.
Przy okazji historii Howarda, poznajemy problemy jego przyjaciół. Whit nie umie porozumieć się z córką, Claire marzy by zostać mamą, a Simon zmaga się ze śmiertelną chorobą. Choć wszyscy chcieli „uleczyć” Howarda, to oni potrzebowali pomocy. Zatrudnieni aktorzy, mimochodem fundują im coś na kształt szybkiej terapii, stają się powiernikami i inspirują do zmian w życiu.
Zdążyliście już pewnie zauważyć, że obsada jest całkiem niezła. Problem w tym, że jedyną postacią, którą rzeczywiście „kupiłam” jest Madeleine (Naomie Harris), prowadząca grupę wsparcia, do której trafia Howard. Harris wydała mi się przekonująca w roli terapeutki i zarazem matki, która straciła dziecko. Reszta – niezwykle poprawna, Helen Mirren nawet zabawna i… tyle.
To byłby naprawdę niezły film, gdyby nie to, że całość była zwyczajnie „przegadana”. Przydługie dialogi natury filozoficzno-egzystencjalnej są dla mnie czymś nie do zniesienia. Można by z tego słowotoku spróbować wyłowić kilka perełek, złotych myśli, wartych zapamiętania, ale te teksty giną pomiędzy banałami.
Z drugiej strony mamy jednak zakończenie, które niejednemu wyciśnie łzy z oczu. Przyznaję – ja też się wzruszyłam, choć obyło się bez chusteczek. Pojawił się też element zaskoczenia, dzięki czemu jestem skłonna nie uznać tego seansu za całkowitą stratę czasu.
Podsumowując – oglądacie na własną odpowiedzialność.
Opis dystrybutora:
Po przeżyciu ogromnej tragedii odnoszący sukcesy w branży reklamowej nowojorczyk wycofuje się z życia. Jego przyjaciele podejmują desperacką próbę dotarcia do niego, zanim straci wszystko, co ważne. Zmuszają go do bolesnej konfrontacji z prawdą, która w zaskakujący sposób pozwala mu na nowo odkryć głębię człowieczeństwa.
Tytuł: „Ukryte piękno”
Reżyseria: David Frankel
Scenariusz: Allan Loeb
Premiera: grudzień 2016
Występują: Will Smith, Edward Norton, Kate Winslet, Michael Peña, Helen Mirren, Keira Knightley, Jacob Latimore, Naomie Harris i inni.