Choć współczesny świat dał nam tak niesamowite narzędzia i sposoby komunikacji jak: smartfony, media społecznościowe, wideokonferencje, mnóstwo komunikatorów internetowych itp., wciąż dochodzi do nieporozumień w rodzaju: „myślałam, że tak miało być”, „przecież tego chciałaś/-eś”, „byłem przekonany, że o to ci chodziło”. Nie wiem, kiedy pojawiło się w nas przekonanie, że najlepiej wiemy, czego chce druga osoba i strach przed zapytaniem jej o to. Zamiast decydować za kogoś lub w nieskończoność zastanawiać się co robimy nie tak, wystarczy… porozmawiać, starając się nie tylko przedstawić własne racje czy punkt widzenia, ale też wysłuchać co ma do powiedzenia nasz rozmówca. Bez zbędnej kokieterii, bez złych emocji. Po prostu szczerze.
Powinieneś/-naś to wiedzieć…
Zbliżają się Walentynki, Oni są razem od kilku lat. Niby znają się dobrze, wiedzą jakiej muzyki słucha to drugie i jaki rozmiar koszulki nosi, ale… kupienie/zrobienie prezentu okazuje się nie lada wyzwaniem. Robią więc, co mogą – ona organizuje dla nich wyjazd do SPA, on kupuje jej…. jadalną bieliznę. Efekt – On domator jest wściekły, że musi się gdzieś ruszać, Ona – rozczarowana, bo liczyła raczej na subtelną biżuterię. Oboje są zawiedzeni – „Przecież On/Ona powinien/-na wiedzieć jakiego prezentu oczekuje to drugie”.
Otóż nie, nie powinna/-nien. To wspaniale, gdy ludzie znają się, rozumieją i umieją sprawić przyjemność tej drugiej osobie bez potrzeby przekazania sobie nawzajem werbalnego komunikatu. Nie wszyscy jednak mają tę umiejętność. Są partnerzy, którzy w codziennym życiu sprawdzają się znakomicie, ale wpadają w panikę, gdy oczekuje się od nich „czegoś wyjątkowego” bez wyjaśnienia czym jest to „coś”.
Tymczasem najprostszą receptą na uniknięcie przykrych dla obu stron sytuacji jest… najzwyklejsza rozmowa. Nie rozumiem skąd w ludziach strach przed zadaniem partnerowi/-rce pytania o to jaki prezent chce dostać lub na co ma ochotę?
Nie wiem jak Wy, ale ja jestem beznadziejna w organizowaniu wszelkiego rodzaju niespodzianek, kupowanie prezentów zawsze stanowi dla mnie problem i nie mam cudownej zdolności zajrzenia do głowy mojej drugiej połowy. Dlatego pytam: „Za dwa tygodnie są Twoje urodziny, czy podoba Ci się POMYSŁ X”? I nie obrażam się, gdy słyszę, że „POMYSŁ X jest fajny, ale wolałbym POMYSŁ Y”. On czuje radość, bo otrzymał wymarzony prezent, a ja jestem zadowolona, ponieważ moje starania sprawiły, że człowiek który jest dla mnie ważny, jest szczęśliwy.
Znamy się jak „łyse konie”
Zdarza mi się słyszeć: „Doskonale wiem czego chce mój mąż, nie muszę go pytać o zdanie”, „Z X jesteśmy razem 15 lat, znamy się jak łyse konie, wiem że będzie zadowolona”. Jeśli jesteście w takim związku – gratuluję, ale… upewnijcie się co jakiś czas, że rzeczywiście wiecie czego pragnie Wasz/-a partner/partnerka. To, że ktoś dwa lata temu marzył o podróży dokoła świata, nie znaczy że marzy o niej nadal. Zmieniamy się, dojrzewamy, rozwijamy – nasze upodobania, cele, marzenia często zmieniają się wraz z nami. Warto mieć tego świadomość, zanim wykupimy ukochanej osobie skok na bungee, o którym marzyła w wieku 17 lat lub urządzimy sypialnię w stylu „Gwiezdnych wojen”. Zwłaszcza, że zamiast „Dziękuję” lub łez radości, możemy usłyszeć „Coś Ty zrobił/-ła?”, a dominującym uczuciem, malującym się na twarzy naszej drugiej połowy może być wściekłość.
Zanim więc zaczniemy decydować za kogoś, upewnijmy się czego chce ta druga osoba. Wystarczy zapytać.
Wiem co dla niej/niego najlepsze
Są takie przypadki, gdy jedna osoba decyduje za drugą, ponieważ uważa, że wie lepiej co dla ukochanej/-ego najlepsze. To jeszcze gorsza wersja sytuacji, opisanej powyżej, bo świadczy o tym, że nie szanujemy naszego partnera, a jego zdanie nie ma dla nas znaczenia. Decydujemy, jakbyśmy byli przekonani, że druga osoba nie umie sama podjąć decyzji lub jest niepełnosprawna umysłowo.
Owszem są przypadki ludzi, którzy chętnie zrzuciliby odpowiedzialność za podjęcie jakiejś decyzji na innych, ale uwalnianie ich od tego „obowiązku” wcale im nie służy. W ten sposób nie odczuwają konsekwencji, a jeśli nawet, to winą za taki stan rzeczy mogą spokojnie obarczyć kogoś innego. Tylko czy w takim razie rzeczywiście mamy do czynienia ze związkiem partnerskim i czy faktycznie chcemy brać na siebie ciężar wszystkich decyzji, dotyczących wspólnego życia i życia naszego partnera?
Są także przypadki, gdy jedna osoba świadomie działa wbrew woli drugiego człowieka, podejmując jakieś działania. Zupełnie nie wiem czemu miałoby to służyć. To odbieranie głosu innej osobie, ponownie skłaniające do zadania pytania czy ta relacja jest dobra dla obu stron?
Odbieranie prawa decydowania o sobie innej jednostce, zwłaszcza jeśli jest to osoba zdrowa i zdolna do podejmowania samodzielnych decyzji, jest rodzajem przemocy. Nawet jeśli mamy dobre intencje, nic nie tłumaczy takiego zachowania. I nie, nie wiesz co dla niej/niego lepsze. A jeśli nie wiesz – zapytaj.
Przecież rozmawiamy
Mnóstwo ludzi rozmawia, ale tak naprawdę nie słyszy co mówi druga strona. Chodzi im tylko o wyartykułowanie swojego zdania. Nie przyjmują argumentów drugiej osoby, a często nie biorą też pod uwagę, że mogą się mylić. W takiej sytuacji trudno w ogóle mówić o rozmowie.
Wzajemny szacunek to podstawa w związku, a jeśli szanujemy drugiego człowieka – słuchamy go, próbujemy zrozumieć jego punkt widzenia i gotowi jesteśmy uznać jego argumenty, jeśli wydadzą nam się logiczne.
Niestety, nieraz byłam świadkiem rozmów w rodzaju: „Przecież Ci o tym mówiłam/-łem, więc dlaczego masz mi to za złe?”. Nie słuchamy siebie nawzajem, nie skupiamy się na tym, co komunikuje nam druga osoba. Efekt – niedomówienia, nieporozumienia, irytacja, złość, poczucie że zostaliśmy zlekceważeni. Po co nam to?
Masa problemów w związkach, to efekt braku (dobrej) komunikacji. To nie jest wielka filozofia, ale kwestia naszych dobrych chęci – sami możemy o to zadbać. Warto, bo nagroda za odrobinę wysiłku, to spokój, porozumienie, wzajemny szacunek, harmonia i szczęście.
Photo by Candice Picard on Unsplash