Pamiętam stare, dobre „Kogle mogle” z końca lat 80. XX wieku, w reżyserii Romana Załuskiego. Nigdy nie było to kino wybitne, ale i nie taka była rola komedii. Za to pośmiać się było z czego. Moja ulubiona scena to ta z II części – „Galimatiasu”, kiedy Ewa Kasprzyk w roli Barbary Wolańskiej goni z widłami roznegliżowaną Paulinę, do której podejrzanie „ciągnie” docenta Wolańskiego. Te, całkiem dobre, wspomnienia przyćmiły wciąż świeże wrażenia po obejrzeniu trzeciej i czwartej części – współczesnych, wyjątkowo kiepskich produkcji. Wniosek mam w związku z powyższym jeden – wara od tego, co było.
Już kiedyś wspominałam, że branie się za kontynuację czegokolwiek, co było niegdyś hitem, świadczy albo o pewności siebie graniczącej z szaleństwem albo o głupocie. Obawiam się, że w przypadku współczesnych kontynuacji kultowej komedii „Kogel mogel”, jest to niestety opcja druga.
Wiedząc, że idę do kina z koleżanką, postanowiłam się przygotować. Przegapiłam wszakże trzecią część tak lubianego niegdyś filmu, gdzie główne role odgrywają: syn Kasi – Marcinek (Nikodem Rozbicki) i córka Wolańskich – Agnieszka (Aleksandra Hamkało). Historia kolejnego pokolenia – czemu nie? Brzmiało całkiem obiecująco. I niestety na obietnicach się skończyło. „Miszmasz czyli kogel mogel 3” okazał się wielkim rozczarowaniem. Do tego stopnia, że dwa razy zaczynałam ową pseudokomedię oglądać, za drugim razem zmuszając się, by wytrwać do końca. Poza Katarzyną Skrzynecką, która okazała się całkiem niezła w roli Marlenki Wolańskiej – żony Piotrusia (Maciej zakościelny), nie było tam niczego śmiesznego, a jedyne określenie, jaki przychodzi mi w tej chwili na myśl, to… „żałosne”.
Ale! Niejedna książka mi pokazała, że dopóki nie przeczytam do końca, nie mam prawa się wypowiadać. Niejedna seria miała swoje lepsze i gorsze momenty, więc… skoro bilet do kina kupiony – idziemy!
No i poszłyśmy. Bohaterowie ci sami, co w części trzeciej. Marcin i Agnieszka żyją sobie szczęśliwie, związek Kasi (Grażyna Błęcka-Kolska) i profesora Wolańskiego (Zdzisław Wardejn) również kwitnie. Marlenka i Piotruś także mają się całkiem nieźle, choć właśnie przeżywają „najazd” mamy Marlenki (Dorota Stalińska), której daleko do standardowej teściowej. I chwała za to, bo zięć wydaje się nią zauroczony. Barbara Wolańska (Ewa Kasprzyk) odnalazła spokój odcinając się od wszechświata, a jedynymi niezadowolonymi wydają się: babcia Solska (Katarzyna Łaniewska) modląca się o ślub jedynego wnuka i, odrzucona przez Marcina, była urzędniczka Bożena (Anna Mucha), próbująca przekupić Boga i nakłonić Najwyższego, by pozwolił jej poczuć słodki smak zemsty.
Starania Bożeny okazują się częściowo skutecznie – przesyłka w postaci fotografii, na których w niejednoznacznej sytuacji widać Bożenę oraz mężczyznę przypominającego Marcina, utwierdza wszystkich po kolei – od Agnieszki począwszy, przez Kasię, na profesorze Wolańskim kończąc, że Solski junior dopuścił się zdrady.
Rozpoczyna się nieudolna próba wyjaśnienia całej sytuacji, a im bardziej wszyscy się starają, tym bardziej sytuacja się wikła.
Jeśli chodzi o grę, obawiam się, że aktorzy nawet nie dostali szansy, żeby pokazać co potrafią. Ponownie, poza Katarzyną Skrzynecką, która stworzyła całkiem spójną, choć przerysowaną postać Marlenki, nie było tam właściwie czego oglądać. Połowa obsady grała zupełnie nijak, jakby się bali, że ich ktoś zapamięta właśnie z tej żałosnej roli. Druga połowa od lat gra to samo – dobrotliwa, rozmodlona, choć niepozbawiona sprytu, Katarzyna Łaniewska, nierozgarnięty policjant Wojciech Solarz, ekscentryczna dama, mająca o sobie wysokie mniemanie Ewa Kasprzyk, seksbomba i femme fatale Anna Mucha. Miałam wrażenie, że to wszystko już było.
Nie popisała się pani reżyser ani scenarzystka. Dialogi koszmarne, brak humoru czy to sytuacyjnego czy językowego, czy… jakiegokolwiek. Rzadko zdarza mi się być tak bezwzględną w ocenach, ale ten film był po prostu bezdennie głupi. Nie polecam. Nie traćcie czasu. Lepiej włączcie sobie stare „Kogle mogle”. Ja spróbuję przy najbliższej okazji. Może uda się choć na chwilę zapomnieć o tym współczesnym nieporozumieniu.