Świat pędzi, a my wraz z nim. Mamy coraz więcej rzeczy do zrobienia, studiujemy kilka kierunków jednocześnie, pracujemy na dwóch (lub więcej! – tak, podobno są tacy ludzie) etatach albo „na swoim”, czyli non-stop, stale się dokształcamy i zdobywamy nowe umiejętności, by móc być jeszcze lepszym, jeszcze szybszym, bardziej wydajnym i wszechstronnym pracownikiem. Wielozadaniowość to właściwie wymóg na dzisiejszym rynku pracy, tylko czy to się rzeczywiście sprawdza?
Nigdy nie byłam wielozadaniowcem. Nie potrafiłam i nadal nie umiem robić kilku rzeczy jednocześnie – pamiętam swoją frustrację z tego powodu, gdy modny zaczął być multitasking. Zastanawiałam się jak to możliwe, że koleżanka jest w stanie wykonywać kilka czynności na raz: rozmawiać przez telefon, odpisywać na maila, tworzyć grafikę i parzyć kawę, gdy ja, skupiając się na jednym zadaniu, zapominam o całej reszcie. Podejrzewałam, że jestem niewystarczająco zdolna, za mało inteligentna albo zwyczajnie niezaradna – bo przecież coś musi być ze mną nie tak, skoro ona może, a ja nie!
Oczywiście próbowałam nauczyć się tego bycia w kilku miejscach jednocześnie, ale tak naprawdę były to dość nieudolne próby udowodnienia sobie, że jestem „wystarczająco dobra”. Skutek? Chodziłam wściekła na samą siebie, do czasu, gdy zrozumiałam, że zamiast podążać ślepo za obowiązującym trendem, powinnam popracować nad własnym stylem pracy. Pracodawcę interesują efekty i wyniki, rzadko kiedy to, jak je osiągam – czy spędzając 12 godzin w biurze „przyssana” do firmowego komputera, czy może siedząc wygodnie we własnym domu i popijając herbatkę.
Rzeczywistość, w jakiej funkcjonujemy, często wymaga od nas prowadzenia kilku, jeśli nie kilkudziesięciu projektów równocześnie. Mało kto dziś może sobie pozwolić na pracę nad jedną rzeczą. Cóż więc zrobić, skoro nie jesteśmy typem „wielozadaniowca”? Przede wszystkim NIE ROBIĆ WSZYSTKIEGO NARAZ, A SKUPIĆ SIĘ NA CZYNNOŚCI WYKONYWANEJ W TEJ CHWILI. Jeśli pracując nad zadaniem, Wasze myśli krążą wokół tego, co jeszcze macie zrobić, zwiększa się prawdopodobieństwo, że zaczniecie popełniać błędy. Znam to z własnego doświadczenia. I wiem, że poprawienie tych błędów zajmuje zazwyczaj znacznie więcej czasu niż gdybyśmy każdą z czynności wykonali pojedynczo, jedną po drugiej. Trochę to trwało, ale w końcu udało mi się opanować tę metodę. Jeśli więc pracuję nad konkretnym projektem przez 30 minut, to w tym czasie nie zajmuję się niczym innym. Telefony, maile, spotkania związane z kolejnym zadaniem muszą poczekać.
Bardzo pomocna okazała się w moim przypadku LISTA ZADAŃ. Prawdę powiedziawszy, dziś to moje podstawowe narzędzie pracy – pomaga ustalić priorytety i minimalizuje ryzyko, że o czymś zapomnę. A tak między nami – wykreślanie z niej kolejnego punktu, zawsze dostarcza mi odrobiny radości i motywacji do dalszego działania.
Korzystam też z tygodniowego PLANNERa , gdzie wpisuję grafik spotkań i najważniejsze zadania, które chcę zrealizować w tym tygodniu.
Co ważne, praca bez przerwy przez 12 godzin to bardzo, ale to bardzo kiepski pomysł – spada nam koncentracja, a wykonanie nawet najprostszej czynności trwa dłużej niż kiedy jesteśmy wypoczęci. Warto od czasu do czasu ZROBIĆ SOBIE PRZERWĘ – oderwać wzrok od komputera, telefonu czy innego urządzenia, wypić herbatę z widokiem na las, ogród czy kwiatki na balkonie (o ile mamy taką możliwość), wyjść na spacer lub wykonać kilka ćwiczeń rozciągających.
Zdolność do wykonywania kilku zadań jednocześnie, nie świadczy o tym, że jesteście dobrym pracownikiem, świadczy o tym Wasze zaangażowanie, chęć wykonywania danej pracy i efekty, jakie osiągacie. Są różne sposoby na dotarcie do celu, warto wybrać taki, który będzie dobry nie tylko dla Waszego pracodawcy, ale i dla Was, który pozwoli Wam się rozwinąć, osiągnąć satysfakcjonujące rezultaty i sprawi, że praca stanie się, jeśli nie przyjemnością, to przynajmniej całkiem znośnym obowiązkiem.
Foto: unsplash.com (https://unsplash.com/@olidale )