Żyjemy w świecie, w którym panuje kult sukcesu. Pieniądze, pozycja społeczna, władza – oto, co się dzisiaj liczy. Oto, co robi wrażenie. Zaczynamy więc marzyć, wyznaczamy sobie kolejne cele, pragniemy więcej, żyjemy szybciej. Dopóki wszystko idzie po naszej myśli – jest OK, po prostu pędzimy, ciesząc się wiatrem we włosach, zachłystując tym, co nowe. Kiedy jednak coś staje nam na drodze i wszystko zaczyna się walić, momentalnie nabywamy zdolność czarnowidztwa. Wyrzucamy sobie, że nie byliśmy wystarczająco zapobiegliwi, dość szybcy, że zaufaliśmy nie temu, komu trzeba, po czym płynnie przechodzimy do mnożenia katastrof, które niechybnie pojawią się w najbliższej przyszłości. Cały nasz entuzjazm wyparowuje, a zamiast niego pojawia się przytłaczający pesymizm.
Brzmi znajomo? Cóż… mam złe wieści – w ten sposób daleko nie zajdziecie. Wiem, co mówię, bo znam to z autopsji. Ambitne plany i wielki zapał przeplatał się u mnie regularnie ze stanami, ocierającymi się o depresję. Każde, nawet najmniejsze niepowodzenie wywoływało kryzys wiary w siebie i w sens tego, co robię. Tworzenie „czarnych scenariuszy” zdecydowanie nie pomagało. Mało tego – bezpowrotnie pozbawiało nadziei na pozytywne zakończenie. Pewnego dnia usiadłam i zaczęłam się zastanawiać gdzie popełniam błąd, co sprawia, że zatrzymuję się w połowie drogi i nie jestem w stanie zrobić kolejnego kroku naprzód. Odpowiedź była oczywista – czarnowidztwo!
Jak można nie bać się iść dalej, gdy oczyma wyobraźni widzimy przed sobą jedynie czarną otchłań? Przewidując wszystko, co najgorsze, nakręcamy spiralę strachu, tracimy ochotę do działania i sami skazujemy się na porażkę. Często nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak niewiele brakowało, byśmy osiągnęli upragniony cel, dlatego NIGDY nie należy kreować w umyśle niepowodzeń.
Zastanówmy się chwilę – gdy czegoś pragniemy, staramy się coś osiągnąć, wierzymy, nawet podświadomie, że jesteśmy w stanie to zrobić, inaczej nie tracilibyśmy czasu i energii na snucie planów. Ta wiara daje nam siły, by zacząć działać. Gdy pojawia się przeszkoda, należy potraktować ją jak wyzwanie i skupić się na rozwiązaniu problemu. Po co wybiegać myślą naprzód? To nie pora na tworzenie mrocznych wizji przyszłości, to czas na konkretne decyzje, czas na działanie. Skoro mieliśmy dość siły, by zacząć dążyć do realizacji naszych marzeń, mamy dość siły, by poradzić sobie z tym, co stoi na drodze do ich spełnienia.
Czasami wystarczy spojrzeć na wszystko z innej perspektywy, by przekonać się, że sytuacja wcale nie jest tak zła, na jaką wygląda. Czasami jednak może się okazać, że aby podołać wyzwaniu, musimy np. uzupełnić wiedzę lub poprosić o pomoc. Najważniejsze to nie pozwolić sobie na pesymizm.
Tak więc – nie uprawiam czarnowidztwa, nie przewiduję katastrof ani porażek. Niezależnie od tego, jak trudne wydaje się być, postawione przede mną zadanie, staram się pamiętać, że to kolejny krok na drodze do celu.