Jedną z patronek roku 2022 była Wanda Rutkiewicz – himalaistka, prekursorka kobiecych zespołów górskich, pierwsza Polka i trzecia kobieta na świecie, która zdobyła Mount Everest. Przeglądając wówczas artykuły na jej temat, uświadomiłam sobie, że poza kilkoma nazwiskami, jak: Halina Krüger-Syrokomska, Anna Czerwińska czy Krystyna Palmowska, nie kojarzę innych postaci kobiet-Polek, mających na koncie osiągnięcia w dziedzinie zdobywania wysokich gór. Ignorancja? Być może. A może powody tego stanu rzeczy są zupełnie inne…
Jeśli przejrzymy listę nazwisk Polaków, którzy zdobywali najwyższe górskie szczyty i wytyczali nowe drogi, okaże się, że przeważają mężczyźni. Możemy oczywiście przyjąć, że to kwestia siły i umiejętności z domieszką szczęścia, które w górach zdaje się odgrywać sporą rolę, ale Agata Komosa-Styczeń, zwraca uwagę na jeszcze jedną, potencjalną przyczynę takiego stanu rzeczy – droga kobiet, pragnących zdobywać wysokie góry, była przez lata usłana… ograniczeniami, wynikającymi z przypisanej im roli społecznej i głęboko zakorzenionych w patriarchalnym społeczeństwie schematów. Stąd pomysł, by pokazać z czym musiały się mierzyć i opowiedzieć o górskich doświadczeniach z ich perspektywy. Tak powstały „Taterniczki”.
Pierwszą udokumentowaną wyprawą rekreacyjną w Tatry, była podróż Beaty Łaskiej – szlachcianki, wychowanej na dworze królowej Bony i kochanki Zygmunta Jagiellończyka (później Zygmunta I Starego) – w 1565 r., jednak prawdziwy rozwój turystyki tatrzańskiej przypada na koniec XVIII i XIX wiek. W 1858 r. Maria Steczkowska napisała pierwszy tatrzański przewodnik, zachęcający dziewczęta do odkrywania Tatr.
Pierwsze taterniczki zmagały się nie tylko z trudami wspinaczki, ale też stereotypami, np. spodnie, które zdarzało im się nosić w górach, w Zakopanem wywołałyby skandal. Ponadto część mężczyzn była zdania, że kobiety są zbyt słabe na górskie wyprawy i że to zwyczajnie „nie przystoi”.
Tradycyjne przekonania i kąśliwe uwagi nie były jednak w stanie zatrzymać pań, zafascynowanych Tatrami. W 1908 r. Helena Dłuska i Irena Pawlewska jako pierwsze w historii zdobyły szczyt (Szczyrbski Szczyt) bez męskiego towarzystwa. Momentem przełomowym było włączenie kobiet do Sekcji Turystycznej Towarzystwa Tatrzańskiego w 1910 r.
Mogłabym tak długo, bo opowieści przytaczane przez Agatę Komosę-Styczeń, są doprawdy niezwykłe, a lekkość pióra autorki sprawia, że „Taterniczki” czyta się z ogromną przyjemnością. Przyznaję, że obawiałam się, iż dostanę leksykon wypełniony suchymi faktami, ale nic bardziej mylnego.
W swojej książce Komosa-Styczeń przywołuje sylwetki kobiet, które zapisały się w „wysokogórskiej historii”, pomagając utorować drogę do zdobywania szczytów i eksploracji gór, kolejnym pokoleniom Polek. Znajdziemy tam m.in. opowieści o Zofii Radwańskiej-Paryskiej – pierwszej ratowniczce TOPR-u i przewodniczce, o grotołazce i taterniczce – Zofii Steckiej, dr Ditcie Kicińskiej – pionierce speleologii (nauki o jaskiniach), ale także „gwiazdach” pokroju Wandy Rutkiewicz, Haliny Krüger-Syrokomskiej czy Anny Czerwińskiej. Dzięki tym historiom możemy poniekąd prześledzić drogę kobiet od początków tatrzańskiej turystyki po czasy współczesne.
Pojawiło się w tej publikacji także kilka wywiadów i chyba do tej formy mam najwięcej zastrzeżeń – nie ma tu wyodrębnionych w tradycyjny sposób pytań i odpowiedzi – to mi nieco przeszkadzało, ale zdaję sobie sprawę, że to kwestia indywidualnych preferencji czytelniczych. Mam też wrażenie, że autorka w bardzo ograniczony sposób ingerowała w wypowiedzi rozmówczyń, przez co miałam poczucie, że literacko te rozmowy „odstają” od tych pierwszych – w szczególności – tekstów, które czytało się znakomicie.
Jednocześnie miałam poczucie, że autorka już na początku postawiła tezę, że kobiety miały gorzej, a mężczyźni im nie pomagali, a następnie próbowała uzyskać potwierdzenie tych słów w rozmowach. Przyznać jednak trzeba, że sumiennie zrelacjonowała odpowiedzi, część pań wspominała o czymś wręcz przeciwnym – olbrzymim wsparciu, jakie otrzymały od kolegów i partnerskim traktowaniu.
Jednym z największych atutów tej książki, jest to, że przez pryzmat życiorysów, pojawiających się chronologicznie, widzimy jak zmieniała się pozycja kobiet w społeczeństwie, jak zwiększała się ich samodzielność i dostęp do sfer, zarezerwowanych do tej pory dla mężczyzn.
Kolejny mocny punkt, to wspaniale oddany klimat lat 60. i 70. – trudy szkolenia, czas wspólnie spędzany w schroniskach, radości, romanse, przyjaźnie, poczucie że choć brakowało sprzętu, bywało chłodno i głodno, to liczyła się pasja i więzi międzyludzkie. Na tle tych wspomnień, współczesność wypada raczej blado: powszechna dostępność kursów i wypraw nie przekłada się na solidne przygotowanie do wspinaczki – niegdyś wymagania wobec kursantów były znacznie wyższe, trudniej dziś o przyjaźnie – jesteśmy nastawieni na siebie, na indywidualne osiąganie wyników.
Nie sposób nie docenić warstwy ikonograficznej tej publikacji, archiwalne zdjęcia polskich taterniczek przenoszą nas na chwilę w czasie, pozwalają dostrzec zmiany w wyglądzie czy wyposażeniu czy podejrzeć warunki panujące podczas wypraw.
We wstępie Agata Komosa-Styczeń pisze o tym, że wiele osiągnięć przedwojennych taterniczek nie zostało nigdzie odnotowanych, ponieważ wychowane w patriarchalnym społeczeństwie nie walczyły o miejsce należne im w historii. Część kobiet, mających w tej dziedzinie sukcesy, nie dała się nawet namówić na rozmowę, od jednej autorka usłyszała wprost: „kiedyś nie epatowało się tak własnymi osiągnięciami” (s. 10).
Zdawałoby się, że XXI wiek przyniósł kobietom swobodę wyboru i łatwiejszy dostęp do dyscyplin jeszcze sto lat temu postrzeganych jako męskie. Okazuje się jednak, że nadal borykamy się z brakiem wiary we własne umiejętności, niskim poczuciem własnej wartości, bywa, że odbijamy się od ścian hermetycznego, męskiego środowiska.
Kiepska ze mnie współczesna feministka. Nie jestem zwolenniczką parytetów i używania feminatywów, nie widzę niczego złego w tradycyjnej roli matki i żony o ile kobieta się w tym spełnia. Życzę nam wszystkim – kobietom i mężczyznom – byśmy byli traktowani równo, by widziano w nas partnerów, oceniano na podstawie wiedzy, umiejętności i doświadczenia, i by płeć nigdy nie zdyskwalifikowała nas w drodze po marzenia. A książkę gorąco polecam – nie tylko jako uzupełnienie wiedzy o polskich taterniczkach, ale też jako impuls do przemyśleń na temat ograniczeń, jakie mamy w głowach i jakie próbuje nam narzucać część społeczeństwa.
Wydawca o książce:
Po co zdobywać góry? Bo są. Tak powie każdy, kto kiedykolwiek stanął na szczycie.
Tatry dumnie stoją i kuszą turystów od wieków. Jednak dostęp do najtrudniejszych tatrzańskich szlaków nie był prosty, szczególnie dla kobiet. Bo zdobywanie Tatr przez kobiety było inne od męskiego. Poza kruszyznami, ekspozycją i pionowymi ścianami musiały mierzyć się ze swoją pozycją społeczną, kulturową, nieustannym deprecjonowaniem – a nawet strojem.
Taterniczki – kobiety i dziewczyny, które szły w górę niezależnie od wszystkiego. Twarde charaktery i pilne kursantki, subtelne sportsmenki i muskularne wspinaczki. Dostosowują się do zmaskulinizowanego sportu i walczą o kobiecy styl uprawiania tej dyscypliny.
Oto ich historia podboju Tatr.
Tytuł: Taterniczki. Miejsce kobiet jest na szczycie
Autor: Agata Komosa-Styczeń
Wydawca: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2021
Oprawa: twarda
Ilość stron: 264
ISBN: 978-83-8234-099-0