Nie za wiele mam do powiedzenia na temat współczesnej literatury niemieckiej czy niemieckojęzycznej. Nawet trudno mi sobie przypomnieć kiedy ostatnio czytałam cokolwiek naszych sąsiadów zza zachodniej granicy. Jeśli jednak piszą tak, jak Juli Zeh, to muszę czym prędzej nadrobić zaległości.
Rok 2010. Brandenburska wieś, położona w sąsiedztwie rezerwatu przyrody. Jej mieszkańcy dzielą się na tych, którzy są tu od zawsze oraz przyjezdnych – uciekinierów z Berlina i innych miast, szukających ciszy lub szansy na realizację planów, których nie udało im się zrealizować gdzie indziej. Z pozoru – idylla, lecz gdy okazuje się, że firma inwestycyjna chce wybudować na pobliskich terenach farmę wiatrową, dotychczasowy porządek zamienia się w chaos: odżywają dawne konflikty, zmieniają się sojusze, a tajemnice sprzed lat zaczynają uwierać jeszcze mocniej, burząc kruchy spokój.
Juli Zeh znakomicie oddała duszny klimat małej miejscowości, w której siatka wzajemnych powiązań zdaje się determinować decyzje mieszkańców. Unterleuten jawi się czytelnikowi jako mikroświat pełen kłamstw i manipulacji, rządzący się niezrozumiałymi dla człowieka z zewnątrz zasadami.
Głównym bohaterem powieści Zeh jest społeczność Unterleuten. Składają się na nią prawdziwe indywidualności. Rozdziały opatrzone zostały nazwiskami poszczególnych postaci, przy czym warto zaznaczyć, że każdy jest tak samo ważny, każdy obarczony swoją historią, zmagający się z własnymi problemami, dla każdego Unterleuten oznacza jednak co innego. Autorka pozwala każdej z tych osobowości przyjrzeć się z bliska, wniknąć w jej myśli, poznać motywy działania.
W tle pojawia się moment transformacji ustrojowej Niemiec, który cieniem kładzie się na relacjach międzyludzkich jako przyczyna rozłamu wśród miejscowych. Popegeerowska wieś podzieliła się bowiem na tych, którzy zdecydowali się iść z duchem czasu i tych, dla których ów czas zatrzymał się w latach komunizmu. Prócz tego, między zwaśnionymi stronami wisi niewypowiedziane oskarżenie o wypadek sprzed lat.
Ta historia po prostu płynie i wciąga. Jest świetnie napisana, lekkim językiem – i tu wielkie brawa należą się również tłumaczce Katarzynie Sosnowskiej, bo w przypadku książek obcojęzycznych praca tłumacza ma olbrzymie znaczenie i wpływ na to, jak książka zostanie przyjęta przez czytelników. A o tym fragmencie pracy nad publikacją niestety często się zapomina.
Fantastyczna rzecz, której lektura sprawiła mi olbrzymią przyjemność. Polecam bardzo.
Wydawca o książce:
Unterleuten, wieś położona gdzieś w Brandenburgii, to z pozoru idylliczne miejsce. Gdy firma inwestycyjna chce postawić tu farmę wiatrową, na nowo wybuchają dawne spory. Chodzi nie tylko o sprzeciw nowych mieszkańców, którzy przenieśli się na prowincję z Berlina i z wielkomiejską arogancją i butą próbują forsować swoje racje, lecz także o nieprzerwanie tlący się konflikt między wygranymi a przegranymi okresu transformacji ustrojowej. Nic dziwnego, że w wiosce rozpętuje się piekło.
Powieść podejmuje istotne problemy naszych czasów. Czy w XXI wieku ludzie kierują się jeszcze moralnością, a nie tylko własnym interesem? W co wierzą? I dlaczego, choć wszyscy zawsze chcą jak najlepiej, ostatecznie dzieją się straszne rzeczy? Witajcie w Unterleuten!
Wystarczy rzut oka na brandenburskie miejscowości, z tytułową wioską na czele, by dać się oczarować ich staromodnym nazwom, mieszkającym tu ekscentrykom, nieskażonej przyrodzie z rzadkimi gatunkami ptaków. Za fasadami małych domków kryją się jednak dawne niesnaski, a na ich kanwie wybuchają nowe skandale. I chociaż nikt tak naprawdę nie chce krzywdzić i wyrządzać zła, wydarza się najgorsze.
Autor: Juli Zeh
Tytuł: Witamy w Unterleuten!
Tytuł oryginału: Unterleuten
Przekład: Katarzyna Sosnowska
Wydawca: Wydawnictwo Sonia Draga
Rok wydania: 2022
Ilość stron: 575
Oprawa: zintegrowana
ISBN: 978-83-66661-91-2