Szwecja jawi się wielu z nas jako nowoczesny, postępowy kraj, z ciekawą architekturą i piękną przyrodą, z dążeniem do minimalizmu i funkcjonalizmu wpisanym w skandynawskie DNA. Czy jednak rzeczywiście jest tak „kolorowo”? Jaka jest faktyczna cena tego pędu ku nowoczesności?
Nigdy nie byłam w Szwecji, więc moja wiedza i wyobrażenia na temat tego kraju, to zlepek: opinii znajomych, przeczytanych książek i artykułów prasowych, obejrzanych filmów oraz przejawów działalności pochodzących stamtąd twórców internetowych. Nigdy też nie zastanawiałam się jakie podejście mają Szwedzi do dziedzictwa kulturowego, jakie i czy w ogóle ma ono dla nich znaczenie.
Jakkolwiek są dziedziny, w których polski konserwatyzm i tradycjonalizm mnie uwiera, byłam i jestem zdania, że świadomość skąd pochodzimy, bogactwo przyrodnicze, nasza historia, kultura, wierzenia, obyczaje, architektura czy sztuka w jakiejś części budują naszą tożsamość, dlatego winniśmy o nie dbać. Nie twierdzę, że każdy powinien mieć w domu piec kaflowy i żyć z tego, co uda mu się zdobyć w lesie. Mówię o zachowaniu dla potomnych zabytków architektury i techniki, dzieł sztuki i literatury, lokalnej gwary i tradycji, ochronie cennych przyrodniczo terenów, itp. Jestem przekonana, że nowoczesność nie musi oznaczać niszczenia tego, co było. Nasi nadbałtyccy sąsiedzi zdają się myśleć inaczej, a tezę tę potwierdza szereg przykładów przywołanych w książce Fredrika Kullberga.
Kristianstad – miasto w południowej Szwecji. Siedzibą pracy 700 gminnych urzędników jest Rådhus Skåne – budynek, którego powstanie wymagało zburzenia całego kwartału z dziewiętnastowieczną zabudową w sercu zabytkowego, siedemnastowiecznego miasta (zachowano kilka fasad). Choć to i tak „pikuś” przy monumentalnym kompleksie handlowym ze szkła i betonu – Gallerii Boulevard, która pochłonęła powierzchnię dwunastu kwartałów, naruszając siedemnastowieczny układ ulic, i całkowicie zdominowała centrum Kristianstad. Budynek stoi ponoć w 1/3 pusty, z perspektywy czasu widać, że jest przeskalowany, a według studentów z Instytutu Technicznego Blekinge, którzy poddali naukowej analizie wpływ Gallerii Boulevard na miasto, stanowi ona także barierę fizyczną oraz społeczną w kontekście bezpieczeństwa (gigantyczny budynek ma tylko trzy wejścia) i może wzbudzać poczucie zagrożenia.
Zresztą Szwedzi mają chyba jakąś manię wielkości, bo centra handlowe, zbyt wielkie jak na potrzeby nasyconego rynku, powstają tam regularnie. „Powierzchnia handlowa przypadająca na jednego mieszkańca Szwecji jest największa w Europie”[1]. Niszczona jest przy tym zabytkowa tkanka miasta oraz tereny rolnicze. Modernistyczne osiedla mieszkalne wyrastają tuż obok zabytków, nijak nie wpisując się w otaczającą przestrzeń. Autor poddaje współczesne budownictwo mieszkalne poważnej krytyce – budynki nie spełniają norm jakościowych, powstają z naruszeniem prawa budowlanego i niszczą krajobraz miast.
Szwecja słynie z zachwycającej, dzikiej przyrody, ale natura przegrywa obecnie w walce z nowoczesnymi fabrykami, pod budowę których trzeba wyciąć hektary lasów. Kullberg zwraca również uwagę na to, jak farmy wiatrowe zmieniają krajobraz i że wcale nie są takie znowuż „eko” – do ich budowy zużywa się tony stali, żwiru i kruszywa, wymagają kilometrów nowych dróg oraz linii energetycznych, co z kolei wymusza wycinkę lasów. W dalszej perspektywie, zwiększenie fragmentacji krajobrazu przez farmy wiatrowe, może doprowadzić do spadku różnorodności biologicznej.
Kolejną, popularną w Szwecji praktyką, jest burzenie starych budynków kolejowych, mimo iż wiele z nich ma walory historyczne i kulturowe. Sprzeciw lokalnych społeczności nie robi na decydentach żadnego wrażenia. Brak poszanowania dla zabytków kultury, historii czy architektury jest wręcz porażający – jeśli przeszkadzają one w budowie np. zjazdu z autostrady, zostają zniszczone.
Do „odstrzału” przeznaczono też stare zapory wodne, będące zabytkami techniki. Szwedzkie władze zasłaniają się w tym przypadku unijną dyrektywą, której założeniem jest odtworzenie cieków wodnych i likwidacja infrastruktury szkodliwej dla środowiska. Tyle, że ta sama dyrektywa pozwala na zachowanie obiektów ważnych kulturowo lub historycznie, ale tego fragmentu najwyraźniej nie doczytano lub, co gorsza, zignorowano go, uznając że nie ma czego zachowywać.
Kullberg porusza też temat masowej i bezrefleksyjnej wycinki starych, miejskich drzew. Dyskredytuje przy tym argument o nasadzaniu młodych roślin – jak pokazuje dotychczasowe doświadczenie, większość z nich nie przerwa nawet dziesięciu lat.
Cała ta publikacja kojarzy mi się z „Betonozą” Jana Mencwela, tyle że Mencwel skupił się na przestrzeni miejskiej w Polsce, a Kullberg dotknął zjawisk obecnych na całym obszarze Szwecji. Jak sam napisał, ta książka powstała, by „udokumentować jak szerzy się brzydota i jak wpływa na psychikę i warunki życia człowieka”[2].
„Wojna z pięknem…” to rozważania na temat tego czym owo piękno jest i czym jest dziś brzydota. Kullberg przeciwstawia zachwycającym dziełom natury, wytwory współczesnego człowieka – tanie, proste i opłacalne. Publikacja nosi znamiona pracy naukowej, z dużą ilością kontekstów, nawiązań do dzieł czy wypowiedzi ludzi kultury i nauki z różnych epok (np. francuskiej pisarki Annie Le Brun, twórcy psychoanalizy Zygmunta Freuda, rzymskiego architekta z I w. p.n.e. Witruwiusza, rosyjskiego pisarza Fiodora Dostojewskiego, austriackiego psychiatry Viktora Frankla). Jest to niewątpliwie lektura wymagająca skupienia – nagromadzenie wspomnianych nawiązań potrafi miejscami przytłoczyć, lecz zadbano o ich wyjaśnienie.
Wątkiem szalenie interesującym wydało mi się wydobywanie z historii przyczyn kultu inżynierii, dążenia za wszelką cenę do statusu państwa na wskroś nowoczesnego, gdzie liczy się: funkcjonalność, innowacja, robotyzacja, automatyzacja, digitalizacja i transformacja. Fredrik Kullberg sięga w swych rozważaniach do Wystawy Sztokholmskiej z 1930 r., dzięki której popularność zyskał funkcjonalizm (funkis) – „powściągliwy styl w budownictwie, a zarazem całościowy program, który stworzył podwaliny powojennej urbanistyki”[3]. Podkreśla też silny wpływ Le Corbusiera – urbanisty propagującego modernizm, którego surowe, pozbawione zbędnych ozdobników, projekty miały wspierać cywilizację pracy. Według autora „Wojny z pięknem…” skutki fascynacji ideą funkcjonalizmu i jej popularności widoczne są do dziś.
Znakomitym uzupełnieniem reportażu jest posłowie Filipa Springera „Dokąd zabrałbym Fredrika Kullberga, gdyby przyjechał do Polski”, w którym to tekście Springer udowadnia, że borykamy się z podobnymi problemami, co Szwedzi. Dostaje się m.in. gigantycznemu hotelowi Gołębiewski w Karpaczu, który całkowicie zdominował panoramę miasta, Kotowicom gdzie przez wyremontowany rynek płynie sztuczna rzeka, a pod nią ta prawdziwa – Rawa oraz Poznaniowi, mogącemu „poszczycić się” największą liczbą galerii handlowych w przeliczeniu na liczbę mieszkańców.
Rzecz niezwykle interesująca i zaskakująca – do przeczytania i przemyślenia.
Wydawca o książce:
Postęp ponad wszystko! Transformacja, innowacja, digitalizacja, automatyzacja, rewitalizacja, modernizacja, a do tego elastyczność, mobilność i funkcjonalność. Smart plus flex w wersji ultra. Koszty? Wyburzone historyczne serca miast, wioski widma, gigantyczne zręby pod centra logistyczne i serwerownie, turbiny wiatrowe, a ponad nimi zamiast zorzy polarnej niegasnąca, czerwona łuna…
Witamy w Szwecji, kraju inżynierów, gdzie o ludziach związanych z kulturą mówi się „człowiek kardigan” i „cioteczka kulturalna”.
Dziennikarz Fredrik Kullberg przemierza swój kraj, aby pokazać, że racjonalizm i rozwój mogą mieć też ciemne strony. Rozmawia z politykami, historykami, deweloperami, architektami. Próbuje odpowiedzieć na pytanie, kto jest odpowiedzialny za niszczenie naturalnego i kulturowego krajobrazu Szwecji. Kto toczy tę wojnę z pięknem? Kullberg odkrywa, że na kształt szwedzkich miast ciągle ma wpływ pewien manifest, który powstał blisko sto lat temu. Przy okazji reporter ustala, że tylko w latach sześćdziesiątych XX wieku wyburzono niemal połowę budynków mieszkalnych powstałych przed rokiem 1900 – jednocześnie prawie jedna trzecia architektów mieszka w domach wybudowanych przed rokiem 1930. Jak to możliwe?
W swoim reporterskim dochodzeniu autor dociera na sam koniec ślepej uliczki, w jaką zagonił Szwecję fetysz bezrefleksyjnie rozumianego postępu. Jeszcze niedawno niszczono tam krajobraz pod hasłem modernizacji, dziś tłumaczy się to walką ze zmianami klimatu. Przecież wielkoskalowe, rujnujące środowisko kopalnie wanadu są konieczne do realizacji zielonej wizji pierwszego na świecie państwa wolnego od paliw kopalnych…
Wojna z pięknem jest ponurym rewersem pocztówki ze Szwecji. Dla nas w Polsce to pocztówka z przyszłości.
Tytuł: Wojna z pięknem. Reportaż o oszpecaniu Szwecji
Autor: Fredrik Kullberg
Przekład: Aleksandra Sprengel
Wydawca: Dowody na Istnienie
Rok wydania: 2022
Tytuł oryginału: Kriget mot skönheten – ett reportaże om förfulningen Av Sverige
Oprawa: zintegrowana
Ilość stron: 264
ISBN: 978-83-65970-57-2
[1] Fredrik Kullberg, Wojna z pięknem. Reportaż o oszpecaniu Szwecji, Wydawnictwo Dowody na Istnienie, Warszawa 2022, s. 41
[2] Tamże, s. 226
[3] Tamże, s.149