Już prawie zapomnieliśmy jak wygląda zima. Okazuje się, że śnieg i mróz potrafi zaskoczyć, bo poprzednie lata raczej przyzwyczaiły nas do pluchy i temperatur niezbyt odległych od zera. No chyba, że na plusie – zdarzało się, że słupek rtęci szybował zaskakująco wysoko… W tym sezonie rodzice nagle przypomnieli sobie, że w przepastnych piwnicach trzymają sanki i że można by było ulepić bałwana, właściciele nart czym prędzej ruszyli na trasy i stoki, a kierowcy i szczęśliwi posiadacze domów postawili w stan pogotowia łopaty. Ja uznałam, że to idealny moment, by do łask wrócił mój stary… kożuch.
Kożuch – Bożena
Spodnie – Reserved
Sweter – z szafy mamy
Pasek – Sobieski Design
Buty – Lasocki/CCC
Torebka – Luigisanto
Czapka – Kopyto
Szalik – John Hanly/Tartan i Wełna
Rękawiczki – no name, wyciągnięte z czeluści szafy własnej
Kolczyki – no name, kupione lata temu na jednej z tzw. wysp w galerii handlowej
Mam wątpliwości czy dziś zdecydowałabym się na jego zakup ze względów etycznych, ale trzeba przyznać, że przed zimnem chroni znakomicie. Wiedzieli to już nasi przodkowie, może dlatego w wielu szafach: mam, babć, ojców, stryjów, ciotek i matek chrzestnych wciąż wiszą – niejednokrotnie zakurzone i zapomniane – kożuchy. Bo taki kożuch to było nie byle co…
Moja szara zimowa kurtka typu parka, ma raczej sportowy charakter, a płaszcz – choć wykonany w 100% z wełny – nie radzi sobie z kilkunastostopniowymi mrozami, potrzebowałam więc czegoś, co będzie nieco mniej sportowe niż kurtka i zdecydowanie cieplejsze niż płaszcz. Rozwiązanie znalazłam buszując w szafie rodziców – kożuch.
Szybko zaaklimatyzował się w mojej garderobie. Szczególnie lubi się z wełnianym swetrem, w kolorze złamanej bieli, wydzierganym na drutach przez mamę – jakoś ciągnie do siebie te naturalne materiały. Ten zimowy duet połączyłam ze spodniami w beżowo-brązową kratę i czarnymi, skórzanymi botkami na płaskiej podeszwie.
Dodałam też brązowy, skórzany pasek ze srebrną klamrą. Srebro to nawiązanie do koloru kolczyków – niedużych, z cyrkoniami, kupionymi lata temu na jednej z „wysp” w galerii handlowej.
Nowością jest beżowa czapka polskiej marki Kopyto, wykonana z wełny merino oraz szalik w kratę z wełny jagnięcej. Kolory kraty pozwalają na łączenie szalika z dwiema grupami kolorystycznymi, które stanowią większość w mojej szafie: odcieniami szarości oraz beżami, miodami, karmelami, brązami. Zestaw uzupełniają szare, skórzane rękawiczki.
Postawiłam na czarną torebkę średniej wielkości – wystarczająco dużą, by zmieścić portfel, telefon, klucze, chusteczki itp., ale nieprzytłaczającą swoją wielkością i ciężarem.
Choć zdjęcia zrobiliśmy w lesie, ta stylówka świetnie sprawdzi się w mieście, w mroźne dni.
Jeśli dopadają Was dylematy moralne lub ekologiczne, związane z zakupem takich elementów garderoby jak kożuch, to polecam zajrzeć do wspomnianych wcześniej szaf członków rodziny, poszukać w vintage shopach, second handach, w aplikacjach typu Vinted, czyli w tzw. drugim obiegu.
Ja mnóstwo rzeczy podkradłam z szaf moich rodziców i Miśka, wiele z nich to unikaty – ręczna robota, rzeczy wyprodukowane w jednym egzemplarzu, jak: uszyta przez babcię kamizelka czy wydziergany na drutach sweter. Dodatkowo, takie zdobycze rodzinne mają często wartość sentymentalną, funkcjonują jako pamiątka ważnych wydarzeń (np. marynarka mojego taty ze ślubu) lub wspomnienie bliskich osób. Polecam Wam spróbować – rozwiązanie ekologiczne i ekonomiczne.
A wracając do zimy… jeszcze kilka lat temu potwornie bym narzekała na zimno i mróz, dziś patrzę z zachwytem i sentymentem na białe, podlaskie pola i ośnieżone drzewa w lasach. Dostrzegam piękno, którego wcześniej nie zauważałam, przypominają mi się zimy z czasów dzieciństwa i dopada mnie przekonanie, że mieszkam w magicznym miejscu…
Fot. Andy X