Mam wrażenie, że czas pędzi jak szalony. Nie wiem kiedy umykają dni, miesiące i lata. Widzę to także w mojej garderobie, gdy nagle orientuję się, że ta bluzka, te buty czy spodnie „nie są już moje”. Zmieniłam się. Zmienił się mój styl. Z niektórych rzeczy wyrosłam, do innych dojrzałam. Są jednak takie dni, zwłaszcza latem, gdy sięgam po moją ukochaną, starą sukienkę w stylu boho i przez chwilę czuję się jakbym była na wiecznych wakacjach 😉
Sukienka – Orsay
Buty – lata temu kupione w Deichmannie
Torebka – Answear LAB
Naszyjnik i kolczyki – no name, wyciągnięte z przepastnego pudełka z biżuterią
Okulary przeciwsłoneczne – no name, podkradzione mamie
Dziś zdecydowanie bliżej mi do minimalizmu niż do stylu boho, choć mam w swojej szafie kilka elementów, które bardziej nadają się na festiwal Coachella, aniżeli do moich codziennych stylizacji. Z jakiegoś powodu się ich nie pozbyłam: sukienka z falbaną i dzierganymi, koronkowymi wstawkami, przetarte dżinsy, artystyczna biżuteria, sweter z frędzlami – sięgam po nie sporadycznie, głównie latem, na wyjazdach, podczas urlopu. Kojarzą mi się z czasem wolnym, swobodą, brakiem codziennej rutyny i obowiązków.
Dzisiejsza stylizacja to przykład takiego właśnie – nieformalnego, złożonego z elementów, które od lat są w mojej garderobie, stroju weekendowego. Idealnie nadaje się na: spacer, spotkanie z przyjaciółmi przy kawie, wyjście na obiad kiedy jesteście na wakacjach albo po prostu poczytanie książki na werandzie.
Granatowa sukienka, choć długa, jest wykonana z bardzo cienkiej bawełny – tak cienkiej, że od góry aż do połowy uda ma wstawioną drugą warstwę materiału, by nic nie prześwitywało. Do tego dodałam granatowe buty na koturnach – bardzo wygodne oraz beżowy, niewielki koszyk – pomieści jedynie najpotrzebniejsze rzeczy, więc jeśli lubicie zabrać ze sobą: sweterek, butelkę wody, przekąski, książkę itp., to… postawcie na shopper. Okulary przeciwsłoneczne mają 15, może więcej lat – należały wcześniej do mojej mamy, ale przestała z nich korzystać po kupieniu nowego modelu, więc chętnie je przygarnęłam. Całość ożywiłam dużym naszyjnikiem, łączącym w sobie elementy: czarne, srebrne, granatowe i jasnoniebieskie – pięknie się prezentuje na gładkim materiale sukienki. Jeśli chodzi o kolczyki, wybrałam niewielkie, w srebrnym kolorze – nie odciągają uwagi od naszyjnika.
Dajcie znać czy też macie takie ubrania, po które sięgacie na wakacjach, urlopach, podczas wolnych weekendów i które kojarzą Wam się ze swobodą oraz relaksem.