Nie jestem miłośniczką literatury faktu. Nie przepadam za historiami, obciążonymi dużym ładunkiem emocjonalnym – zbyt mocno je przeżywam i często tygodnie zajmuje mi otrząśnięcie się po takiej lekturze. Nie pomaga przy tym świadomość, że to o czym czytam, wydarzyło się naprawdę. Nie oznacza to jednak, że nie doceniam twórczości non-fiction – wręcz przeciwnie, dlatego przygotowałam dziś dla Was pięć tego rodzaju książek, po które warto sięgnąć.
„Modopolis. Dlaczego to, co nosimy, ma znaczenie” Dana Thomas
Nie jest tajemnicą, że prowadzę na You Tubie kanał, poświęcony modzie, a właściwie staram się zainspirować do zdroworozsądkowego tzn. mniej konsumpcyjnego podejścia do tego tematu, dlatego też nie mogło w tym zestawieniu zabraknąć książki Dany Thomas „Modopolis”.
To powinna być lektura obowiązkowa. Autorka bierze pod lupę współczesny przemysł odzieżowy i pokazuje jego ciemne oblicze. Znajdziecie tam m.in. opowieść o tym jak to się stało, że produkcja ubrań została przeniesiona do Azji, w jakich warunkach szyte są tanie t-shirty, które możemy nabyć w sieciówkach czy co się dzieje z niesprzedanymi ubraniami.
Dana Thomas pyta też o przyszłość modowego biznesu i pokazuje jakie są pomysły na ograniczenie szkodliwego wpływu tej gałęzi przemysłu na środowisko.
„Modopolis” otwiera oczy, pokazuje jak ogromna jest skala zanieczyszczania naszej planety przez branżę odzieżową, jak okrutnie ta branża potrafi obchodzić się z pracownikami i jak bezwzględna jest w obliczu chęci zysku. Polecam bardzo!
„Betonoza. Jak się niszczy polskie miasta” Jan Mencwel
Wybetonowane place, wycięte drzewa, trawniki – jeśli są – równiutko przystrzyżone przy samej ziemi. Oto „kanon piękna” obowiązujący w wielu polskich miastach. Jan Mencwel nazywa ową „modę” wprost – betonoza.
Autor opisuje zmiany w wyglądzie polskich miast i wskazuje błędy, jakie zostały popełnione przy, niejednokrotnie wyjątkowo nieudolnych, próbach upiększenia i ulepszenia przestrzeni, w której żyjemy.
Pokazuje też jakie znaczenie ma właściwe projektowanie przestrzeni miejskiej w kontekście zmian klimatycznych, podkreślając przy tym, że nie musimy wyważać otwartych drzwi – mamy znakomite wzorce w postaci działań urbanistów, którzy pracowali przy odbudowie stolicy po II wojnie światowej, takich jak Alina Scholtz odpowiedzialna za zieleń miejską.
Niegdyś urbaniści wykorzystywali naturalne ukształtowanie terenu, uwzględniali w swoich projektach istniejące zbiorniki wodne lub tworzyli sadzawki, oczka, fontanny, dające wytchnienie w upalne dni, zakładali parki, sadzili drzewa, dbali o to, by przy powstających osiedlach mieszkaniowych pojawiały się ogródki jordanowskie.
Dziś betonujemy na potęgę, tymczasem temperatury są coraz wyższe, a niespodziewane, gwałtowne zjawiska pogodowe, jak trąby powietrzne, ulewy czy gradobicia – coraz powszechniejsze.
Naprawdę warto przeczytać, zwłaszcza jeśli się jest mieszkańcem miasta. Jest spora szansa, że po lekturze „Betonozy” inaczej, bardziej świadomie, spojrzycie na swoje otoczenie.
„Sprawiedliwość w Dachau” Joshua M. Greene
Kiedy myślimy dziś o powojennych procesach nazistów, pierwszym skojarzeniem większości jest głośny proces w Norymberdze, gdzie sądzono tych stojących najwyżej w hierarchii, obserwowany przez media z całego świata, tymczasem 100 km dalej, w Dachau, toczyły się procesy oprawców bezpośrednio odpowiedzialnych za śmierć tysięcy ludzi w obozach zagłady. Ich oskarżycielem był trzydziestokilkuletni prawnik z Alabamy – William Denson. Został oddelegowany do ścigania zbrodni wojennych, wśród których pojawiły się tak okrutne wynaturzenia, że nie istniały ich prawne definicje.
Denson doprowadził do skazania 177 strażników i funkcjonariuszy obozów koncentracyjnych w: Dachau, Mauthausen, Flossenbürgu i Buchenwaldzie. Co ważne, w czasach gdy wielu uważało, że skazanie nazistów nie wymagało uzasadnienia, działał zgodnie z literą prawa, co miało być gwarantem tego, że uzyskane wyroki nie będą formą zemsty.
Joshua Greene, bazując na materiałach przekazanych mu przez żonę Densona, odtworzył przebieg procesów nazistów w Dachau. Opisał panujące w obozach warunki i formy tortur jakim poddawano osadzonych, przywoływał zeznania więźniów i oskarżonych.
Ta książka jest niewątpliwie formą podziękowania Williamowi Densonowi, ale bez wynoszenia go na ołtarze. Jest to też przestroga na przyszłość i opis walki o sprawiedliwość, która w ostatecznym rozrachunku, przegrała z interesami politycznymi.
Polecam – rzecz dająca do myślenia.
„Tragedia na Przełęczy Diatłowa. Historia bez końca” Alice Lugen
W styczniu 1959 r. grupa studentów i absolwentów Politechniki Uralskiej wybrała się w góry, by zdobyć szczyt Otorten. Nigdy tam nie dotarli. Zginęło dziewięć osób, a tajemnicze okoliczności ich śmierci nie zostały wyjaśnione. Śledztwo nagle zamknięto, prowadzący je prokurator w raporcie końcowym napisał, że: „(…) przyczyną śmierci turystów było działanie potężnej siły”. Polka, ukrywająca się pod pseudonimem Alice Lugen, przez siedem lat badała kulisy tej tragedii, czego efektem jest książka „Tragedia na Przełęczy Diatłowa. Historia bez końca”.
Autorka nie tylko odtwarza przebieg wydarzeń sprzed lat, ale też opisuje machinę biurokratyczną i propagandową ZSRR. Kreśli portrety poszczególnych uczestników wyprawy i warunki, w jakich podróżowali. Uwypukla chaos i nieudolność władz na etapie formowania akcji ratunkowej, naciski polityczne na etapie śledztwa oraz rozpacz rodzin ofiar i poruszenie lokalnej społeczności. Przywołuje też szereg teorii dotyczących tego, co się wydarzyło na Przełęczy Diatłowa.
Jedna z najlepszych książek non-fiction, jakie kiedykolwiek czytałam. Fascynująca, porywająca, wciągająca, szokująca i bulwersująca opowieść. Polecam bardzo.
„Wojna z pięknem. Reportaż o oszpecaniu Szwecji” Fredrik Kullberg
Jak napisał sam autor, ta książka powstała, by „udokumentować jak szerzy się brzydota i jak wpływa na psychikę i warunki życia człowieka”. Fredrik Kullberg stworzył opowieść o pogoni Szwedów za nowoczesnością i funkcjonalnością, i o ich podejściu do dziedzictwa kulturowego.
Nasi nadbałtyccy sąsiedzi zdają się żyć w przekonaniu, że nowoczesność oznacza niszczenie tego, co było. Brak poszanowania dla zabytków kultury, historii czy architektury jest wręcz porażający – jeśli przeszkadzają one w budowie np. zjazdu z autostrady, zostają zniszczone.
Choć Szwecja słynie z pięknej, dzikiej przyrody, natura nie jest wystarczającym argumentem, by zrezygnować z postawienia w środku lasu fabryki.
„Wojna z pięknem…” to rozważania na temat tego czym owo piękno jest i czym jest dziś brzydota. Kullberg przeciwstawia zachwycającym dziełom natury, wytwory współczesnego człowieka – tanie, proste i opłacalne. Publikacja nosi znamiona pracy naukowej, z dużą ilością kontekstów, nawiązań do dzieł czy wypowiedzi ludzi kultury i nauki z różnych epok. Znakomitym uzupełnieniem reportażu jest posłowie Filipa Springera.
Rzecz niezwykle interesująca i zaskakująca – do przeczytania i przemyślenia.
Zostawcie w komentarzach swoje polecenia książek „non-fiction”. Jestem ciekawa po jakie tytuły sięgacie i jakie utkwiły w Waszej pamięci.