Nie nacieszyłam się złotą, polską jesienią, choć dane mi było podziwiać ją zarówno na Podlasiu, jak i na Roztoczu. Nie nasyciłam oczu intensywnymi barwami, nie ogrzałam się w październikowym i listopadowym słońcu, ale… tegoroczna jesień, choć przyniosła już szare, mgliste poranki, nie odebrała mi radości.
Sweter – handmade, z szafy mamy
Spódnica – Medicine
Kurtka – Ochnik
Szalik – z szafy mamy
Kapelusz – H&M
Rękawiczki – wyciągnięte z czeluści szafy własnej
Buty – Lasocki/CCC
Torebka – Luigisanto
Kolczyki – Galeria Bibelot w Kazimierzu Dolnym
Nie przepadam za listopadem. I nie jestem w tym osamotniona. Moment, kiedy drzewa gubią liście, świat spowija mrok, szarość, mgły i deszcze nie należy do najprzyjemniejszych. Przez lata, dopadała mnie w tym czasie niepokojąca melancholia, senność, brak energii i chęci do działania. Ale nie w tym roku! Oczywiście, że bywają gorsze dni, kiedy najchętniej otuliłabym się miękkim kocem i zasnęła, ale to raczej wyjątki.
Co się zmieniło? Długo się nad tym zastanawiałam i doszłam do wniosku, że… zmieniła się perspektywa. Skupiam się na tym, jak wiele mam, doceniam każdy dzień i ogrom życzliwości jakie dostajemy od naszych przyjaciół i znajomych, cieszę się mogąc się rozwijać i realizować swoje pasje. W każdym kolejnym dniu widzę szanse i możliwości, nawet jeśli poranne wstawanie z łóżka nie jest o tej porze roku najłatwiejsze 😉
Zamiast wiecznie tęsknić za dalekimi krajami i podróżami, zaczęłam dostrzegać piękno miejsca, w którym mieszkam. Podlasie potrafi być magiczne o każdej porze roku. Wystarczy wyjść z domu i rozejrzeć się dokoła…
Ta jesień przyniosła mi też nieco więcej odwagi w materii mody, bawię się testując nowe połączenia, sięgając po elementy, które do tej pory wydawały mi się na tyle ekstrawaganckie – jak kapelusz – że wkładałam je jedynie „na specjalną okazję”. Tyle, że każdy kolejny dzień jest wystarczającą okazją, by cieszyć się tym, co mamy – czego i Wam z całego serca życzę.