Lubię moje cyfrowe aktywności – nagrywanie filmów o książkach i rozsądnym podejściu do mody, dzielenie się obserwacjami i refleksjami na blogu. Przez lata dawało mi to ogromną radość i satysfakcję, i może właśnie dlatego uczucie zmęczenia, jakie zaczęło towarzyszyć tej działalności kilka miesięcy temu, było dla mnie zaskoczeniem. Przekonana, że znalazłam swój pomysł na życie, nie brałam pod uwagę rezygnacji z internetowej działalności. A co, jeśli życie ma dla mnie inny plan…?

Spodnie – Levis, sweter – Massimo Dutti, kurtka – Wólczanka, czapka – Kopyto,
rękawiczki – wyciągnięte z czeluści szafy własnej, szalik – z szafy mamy, buty – Lasocki/CCC,
torebka – Luiginato, kolczyki – Rózga.
Nie znoszę nagłych zwrotów akcji i niespodzianek, z pasją planuję – najchętniej wszystko, lubię mieć życie pod kontrolą. Tyle, że próba ciągłego kontrolowania czegoś, co w swej naturze ma zmienność, bywa wyczerpująca.
Dodatkową presję tworzą oczekiwania – nie tylko ze strony bliskich, przyjaciół i znajomych. Znacznie bardziej obciążające okazały się te wobec samej siebie. Pora przyznać, że ogrom pracy włożonej w prowadzenie bloga i kanałów na You Tubie nigdy nie przełożył się na spektakularne efekty. Może dlatego, że nie umiałam podejść do tych projektów biznesowo – nie „sprzedawałam” trendów, nie reklamowałam się, mówiłam co myślę, a nie to, co wypadało powiedzieć. Pozostałam w zgodzie ze sobą, ale nie uniknęłam uczucia frustracji i zmęczenia.
W pewnym momencie zorientowałam się też, że umyka mi realne życie – wycofuję się z relacji towarzyskich i pozazawodowych aktywności, tłumacząc się tym, że MUSZĘ nagrać film. Radość tworzenia zaczęła znikać. Jak to możliwe, skoro TO właśnie tak bardzo chciałam robić?
Codzienność jakby tylko czekała na tego typu wątpliwości, dorzucając w międzyczasie: powrót do zawodowej aktywności, szczyptę problemów ze zdrowiem i konieczność większego zaangażowania w relacje rodzinne, co z kolei skutkowało brakiem czasu na realizację planów, związanych z cyklami „7 wieszaków”, „Przeczytałam To Się Wypowiem” i podróżniczym projektem „ParagraFoto”.
Okazało się, że… świat się nie zawalił z powodu braku kolejnego filmu czy posta na blogu. Zrzucenie z siebie ciężaru własnych oczekiwań, wiązało się z poczuciem straty – trzeba pogodzić się z tym, że stworzony w głowie plan na życie, najprawdopodobniej nie zostanie zrealizowany.
To doświadczenie postawiło mnie też przed brakiem „planu B” i poczuciem, że jestem gdzieś pomiędzy. I zupełnie nie wiem, którą ścieżką chcę iść. Jednocześnie mam w sobie nieoczekiwany spokój i pewność, że odpowiedź przyjdzie sama – bez histerycznych prób znalezienia jej tutaj, teraz, natychmiast.









Fot. Andrzej Androsiuk