„jak pokochać centra handlowe” – natalia fiedorczuk

Mam wrażenie, że polskie społeczeństwo w ostatnich latach stało się szczególnie prorodzinne. Nie będę snuć domysłów, jaka jest w tym zasługa obecnego rządu i wprowadzenia programu Rodzina 500+, choć sądzę, że nie jest to argument bez znaczenia. Zewsząd jesteśmy bombardowani sielskimi scenkami z roześmianymi dziećmi i szczęśliwymi rodzicami w rolach głównych. Szkoda, że rzeczywistość nie jest tak różowa. O tym, co drzemie w umysłach świeżo upieczonych matek, a o czym wstydzą się powiedzieć głośno, odważyła się napisać Natalia Fiedorczuk-Cieślak.

Być szczęśliwą matką gromadki dzieci – oto jedna z najbardziej pożądanych obecnie w naszym kraju ról, przypisanych kobietom. Z uśmiechem na twarzy, cierpliwością i wytrwałością: karmić, przewijać, prać, gotować, prasować, ubierać, pomagać w odrabianiu lekcji, odwiedzać przychodnie w celu zaaplikowania potomstwu szczepionek i zadbać o to, by mogło rozwijać swoje zainteresowania. Tyle tylko, że takie cuda zdarzają się jedynie w filmach.

Kobieta, posiadająca dziecko, jest postrzegana przede wszystkim przez pryzmat roli matki. Oczekuje się od niej, a nieraz wymaga, bardzo konkretnych zachowań. Społeczeństwo zakłada, że macierzyństwo to rodzaj „błogosławieństwa”, a powinnością kobiety jest przyjęcie go z wdzięcznością. Prawda jest jednak taka, że nikt nie mówi głośno o skali problemów, takich jak: depresja poporodowa, życiowa niezaradność, emocjonalna niestabilność czy załamanie się psychiczne milionów kobiet na całym świecie, które nie udźwignęły nowej roli.

Wzorzec matki idealnej, wpajany przez kościół i media, często nijak się ma do rzeczywistości. W Polsce to jednak wciąż wstyd przyznać się, że kobieta nie radzi sobie z wychowaniem własnych dzieci, że jest wiecznie zmęczona, że są chwile, w których – choć kocha swe potomstwo – marzy, by go nie było, że nie akceptuje swojego ciała po porodzie. Na plakatach promujących politykę prorodzinną nikt nie napisał, choćby małym druczkiem, jak trudno znieść ataki histerii i oceniające spojrzenia lub komentarze innych ludzi, nikt nie wspominał o tym, że być może trzeba będzie zrezygnować z własnych pasji, a szanse na rozwój kariery zawodowej gwałtownie zmaleją, że zniknie pojęcie „czasu dla siebie”…

O tym wszystkim odważyła się jednak napisać Natalia Fiedorczuk – otwarcie, brutalnie, bezpośrednio, bazując na doświadczeniach swoich oraz innych kobiet. Autorka burzy wyidealizowany obraz macierzyństwa, konfrontując czytelników z tym, o czym opinia publiczna słyszeć nie chce. Wygodnie jest bowiem zamknąć oczy na samotność tysięcy polskich matek. I nie mówię tu o samotności, utożsamianej z brakiem partnera, ale o samotnej walce z własnymi lękami, wątpliwościami, słabościami…

To, co najbardziej przerażające w tej opowieści, to fakt, że rzecze czytelniczek odnalazły w głównej bohaterce – matce dwojga dzieci, zmagającej się z codziennością i stanami depresyjnymi – siebie i swoje emocje. Emocje, które często starają się tłumić, do których nie przyznają się nawet przed sobą, bojąc się oceny, braku akceptacji czy wręcz ostracyzmu. Z drugiej strony, ta opowieść prowokuje do postawienia sobie pytania jak wygląda opieka nad kobietą po porodzie i czy świeżo upieczone matki mogą liczyć na fachową pomoc psychologiczną. Co zrobić, by pokonały wstyd i umiały o taką pomoc poprosić?

Choć główny wątek dotyczy rodzicielstwa, warto wspomnieć, że Natalia Fiedorczuk opisuje też wyjątkowe okoliczności, w jakich przyszło żyć części społeczeństwa  – brak m. in. własnych mieszkań i stałych umów o pracę sprawiły, że powstało pokolenie pozbawione stabilizacji, a co za tym idzie poczucia bezpieczeństwa.

Owo pokolenie porusza się głównie w przestrzeni miejskiej – najeżonej architektonicznymi pułapkami (wózkiem dziecięcym nie przejedziesz) i usianej dezaprobującymi spojrzeniami innych ludzi (co pani robi z tym dzieckiem?), gdzie centra handlowe wydają się jednym z niewielu bezpiecznych miejsc, gdzie można zaspokoić potrzeby dzieci i matek.

Niezwykła, szczera, poruszająca, odważna – jedna z najważniejszych w ostatnich latach, polskich książek o kobietach. Polecam bardzo!

Wydawca o książce:

Książka laureatki Paszportu Polityki 2016

Debiut literacki Natalii Fiedorczuk, to ubrana w introwertyczną narrację opowieść wielu kobiet, które dotknął kryzys związany z urodzeniem dziecka. Czy mamy prawo traktować to skądinąd radosne wydarzenie w kategorii kryzysu? Macierzyństwo to nie tylko utrata wolności, przedciążowego ciała i czasu na hobby. To nagła lawina odpowiedzialności. To zmiana, którą trudno opisać, poza zdawkowym „urodzisz swoje to zobaczysz”. Można uciekać w perfekcjonizm i strofowanie tych matek, których standardy nie są tak wyśrubowane. Można też, w obliczu tej zmiany coraz głębiej zapadać się w siebie.

W hipnotyzującej i surowej opowieści Natalia Fiedorczuk wyciąga na światło dzienne pytania o rodzicielstwo, których nie mamy ochoty ani odwagi sobie zadać. Czy istnieją matki lepsze i gorsze? Kto o tym decyduje? Jednak ta książka to nie tylko opowieść o stawaniu się rodzicem, to także portret otoczenia: portret Polski, jej przedmieść, a także codziennej pracy i obowiązków, wynikających z dorosłości. Obowiązków tak powszednich i nużących, że zwykliśmy odbierać im znaczenie, pomijać je i bagatelizować.

Autor: Natalia Fiedorczuk

Tytuł: Jak pokochać centra handlowe

Wydawca: Wielka Litera

Rok wydania: 2016

Ilość stron: 286

Oprawa: twarda

ISBN: 978-83-8032-128-1

Posty o podobnej tematyce:

Join the discussion

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *