Niewiedza nie jest powodem do wstydu. Nie ma ludzi, którzy wiedzą wszystko na każdy temat. Mało tego, zdobycie gruntownej wiedzy, nawet w przypadku wąskiej specjalizacji, wymaga czasu, a tego akurat XXI wiek dziwnie ludziom skąpi. Prawdę powiedziawszy, nie miałabym sumienia wymagać od pracującej matki trojga dzieci, by orientowała się który z granych aktualnie w kinie filmów jest najlepszy, a w wolnej chwili (której nie ma) czytała Schopenhauera (też nie czytam, bo też nie miewam wolnych chwil).
Nie jest tajemnicą, że kocham książki, ale za każdym razem niezmiernie mnie dziwi i bawi, gdy ludzie, których spotykam, zaczynają zachowywać się jakbym przeczytała wszystko. Otóż nie przeczytałam. Wstyd się przyznać, ale skoro niewiedzy wstydzić się nie należy, to zdradzę, że mam także lekturowe braki, jeśli chodzi o dzieła, należące do kanonu literatury światowej i polskiej. Oczywiście powtarzam sobie od lat, że to nadrobię, ale nie ma co ukrywać – to, co dzieje się obecnie na rynku wydawniczym znacznie bardziej mnie interesuje, aniżeli klasyka. Kiedyś miałam nawet listę książek, które chciałabym przeczytać, ale ponieważ rozrosła się do gigantycznych rozmiarów, wyrzuciłam ją do kosza, żeby unikać frustracji, pojawiającej się za każdym razem, gdy otwierałam szufladę biurka. W końcu pojęłam, że nie mam szans przeczytać wszystkiego i kiedy ktoś z zapałem opowiada o czymkolwiek, czego nie czytałam, po prostu się do tego przyznaję.
Pamiętam jak lata temu głośno komentowana była rozmowa Anny Wendzikowskiej z Sigourney Weaver, podczas której wyszło na jaw, że Wendzikowska nie wie kim był Grotowski. Na dziennikarkę spadły gromy, rzeczywiście – nawet mnie to nieco zdziwiło w kontekście informacji, że Wendzikowska studiowała w szkole aktorskiej, ale jak się tak dłużej zastanowić, to wybrnęła z tego najlepiej jak mogła – przyznała się do niewiedzy i stwierdziła, że musi to nadrobić (czego, niestety, nie uczynili tzw. modowi blogerzy w rozmowie z Filipem Chajzerem – skompromitowali się zupełnie próbując komentować kolekcje nieistniejących projektantów).
Nie chcę usprawiedliwiać dziennikarzy – od nich, podobnie jak od wszystkich, którzy są postrzegani jako tzw. osoby publiczne, wymaga się więcej, ale nie mam też złudzeń, że gdyby mnie ktoś zapytał o zagadnienia z zakresu poetyki, to poległabym, choć przecież studiowałam filologię polską. Każdego można zawstydzić, wytykając mu błędy i brak wiedzy na dany temat, ale chyba nic tak nie ośmiesza człowieka, jak udawanie, że pozjadał wszystkie rozumy, gdy tymczasem nie zna nawet znaczenia słowa, którego używa jego rozmówca.
I tak oto dobrnęliśmy do sedna sprawy – niewiedza sama w sobie nie jest grzechem, grzechem jest świadomość własnej niewiedzy i bezczynne trwanie w tym stanie. Jasne, że nie da się nadrobić od razu wszystkich zaległości, ale naprawdę warto próbować. Kto wie, może uzupełniając wiedzę, odkryjecie, że to właśnie jest to, co naprawdę was „kręci”…