Było 16 stopni na plusie w Bieszczadach i -6 rankiem na Podlasiu – tegoroczny marzec przyjął sobie do serca przysłowie: „w marcu jak w garncu”. Wystarczyło kilka dni, by zimowe podmuchy wiatru i deszcz ze śniegiem zastąpione zostały przez ciepłe promienie słońca, a niebo zaczęło kusić błękitem. Kontrastowo, zupełnie jak w dzisiejszej stylizacji – biel i czerń grają w niej pierwsze skrzypce.
Golf – Intimissimi
Spodnie – Reserved
Płaszcz – Just Simply Dressed
Pasek – Massimo Dutti
Buty – Lasocki/CCC
Torebka – Luigisanto
Szalik – z szafy mamy
Czapka – z czeluści szafy własnej
Rękawiczki – z czeluści szafy własnej
Okulary – Esotiq
Kolczyki i naszyjnik – Muzeum Mineralogiczne Szklarskiej Porębie
Marcowe promienie słońca, choć ciepłe, nie zawsze szły w parze z wysokimi (jak na tę porę roku) temperaturami. Nasze odwiedziny w białostockim Parku Centralnym były więc dość krótkie, bo wilgoć mocno dawała się we znaki. Mimo to, przyjemnie było wrócić w miejsce, które jako studentka odwiedzałam dość często. Wydział Filologiczny Uniwersytetu w Białymstoku mieści się po drugiej stronie ulicy, więc… sami rozumiecie J.
Wracając jednak do teraźniejszości – cienki czarny golf (pod spodem oczywiście koszulka z wełny merino) zestawiłam z białymi spodniami określanymi mianem „mom jeans”. Talię podkreśliłam czarnym paskiem ze srebrną klamrą – to nawiązanie do biżuterii, kolczyki i naszyjnik są połączeniem srebra z kamieniem Noc Kairu.
Podwinęłam nogawki dżinsów, by zapobiec ich ubrudzeniu (mokry grunt i biel spodni to nie jest najszczęśliwsze połączenie) i odsłonić czarne, skórzane buty na płaskiej podeszwie.
Okrycie wierzchnie to wełniany płaszcz w grafitowym kolorze. Czapka, szalik i rękawiczki okazały się tego dnia nieodzowne, postawiłam więc na… czerń (a to zaskoczenie ;)).
Całość uzupełniłam czarną torebką średniej wielkości i okularami przeciwsłonecznymi.
Nieśmiertelny, biało-czarny duet znowu w akcji 😉