Codziennie bombardowani jesteśmy komunikatami, dotyczącymi tego co aktualnie jest modne, co wypadałoby mieć, co jest hitem tego sezonu. Gonimy za tym, co nowe, zaskakujące, często szokujące, przykuwające uwagę, chcemy być „trendy”, przynależeć do danej grupy społecznej. Tylko czy bezmyślne kopiowanie stylu, sposobu poruszania się, mówienia, wybieranie popularnego kierunku wakacyjnych wyjazdów lub posiadanie najnowszego modelu smartfona rzeczywiście sprawi, że będziemy modni, a przez to szczęśliwsi? Otóż… nie. Jest za to coś, co zawsze pozostaje w modzie, niezależnie od obowiązujących trendów – bycie sobą.
Był moment, gdy wydawało mi się, że podążanie za trendami to domena nastolatków – ludzi o nieukształtowanych poglądach, szukających własnej ścieżki. Im jednak jestem starsza, tym częściej dostrzegam podobne tendencje w środowisku osób dorosłych. Ba! Wśród tych, którzy dla wielu stanowią wzór, zwłaszcza gdy mowa o rozwoju kariery zawodowej. Zaczynam nawet podejrzewać, że w pewnych kręgach markowe ubrania czy najnowszy model telefonu to wymóg, który musi zostać spełniony, by móc do owej grupy przynależeć.
Nie ma nic złego w „posiadaniu”, nie ma nic złego w wyglądaniu „jak z żurnala” czy spędzaniu wakacji tam gdzie wszyscy. Wyzwaniem jest, by przy tym pozostać sobą.
Presja otoczenia to rzecz straszna. Zdaniem jednych – na szczęście, zdaniem innych – niestety, zawsze byłam dość odporna na naciski, wybierałam nieprzetarte ścieżki często komplikując sobie przy tym życie, ale „pójście po najmniejszej linii oporu” wydawało mi się mało atrakcyjne. Kiedy na wagarach w ogólniaku koledzy pili alkohol, ja raczyłam się soczkiem marchewkowym lub colą, kiedy wybrałam temat pracy magisterskiej moja pani promotor zapytała kim jest autorka powieści, o których chcę pisać, gdyż nie zna tej postaci, pracując w telewizji wymyśliłam sobie program o książkach, choć wydawało się że to najmniej atrakcyjny z możliwych tematów.
Co mną kieruje? We wszystkim, co robię staram się być sobą. Nie ma dla mnie gorszej męczarni niż udawanie kogoś, kim nie jestem i zajmowanie się w życiu tym, co mnie zupełnie nie interesuje (nawet jeśli przynosi zyski). Nie potrzebuję obłędnych szpilek od Manolo Blahnika by czuć się wartościową kobietą (śmigam w trampkach z CCC) ani najnowszego iPhone’a by być dobrym pracownikiem, nie muszę jeździć Maybachem albo Ferrari, by akceptowali mnie moi przyjaciele i nie muszę być prezesem sześciu firm, by ktoś uznał to, czym się zajmuję, za wartościowe.
Mam wokół bliskich i fantastycznych przyjaciół, kocham to co robię, jestem zdrowa, mam marzenia i plany które staram się kroczek po kroczku realizować, rozwijam się i uczę nowych rzeczy… Każdego dnia budzę się z uśmiechem na ustach i uczuciem wdzięczności za to, że tak wiele dostałam od życia i mogę o sobie powiedzieć, że jestem szczęśliwym człowiekiem.
Moda? Zmienia się, przemija, zapętla i wraca. Trudno za nią nadążyć i chyba nie warto. Najważniejsze to czuć się dobrze ze sobą, bo bycie sobą – zawsze w modzie.
Photo by Brooke Cagle on Unsplash